Rybnik ma od kilku lat nowe maskotki. Małe futrzaki, mieszkające w centrum miasta, zdobyły tylu fanów, że doczekały się nawet muralu w mieście. To nutrie, których populacja w obrębie Rybnika w ostatnich latach bardzo się zwiększyła. Można je dziś spotkać nad rzeką Nacyną, nad Zalewem Rybnickim czy w pobliżu tężni Paruszowiec. Ale przyrodnicy niekoniecznie są zachwyceni ich obecnością.
Nie wiadomo, skąd wzięły się w mieście. Może są potomkami uciekinierów z hodowli zwierząt futerkowych albo zwierzątek domowych wypuszczonych na wolność. Te, wyjątkowo duże jak na polskie warunki, gryzonie coraz częściej stanowią element polskiego środowiska. Ich zdziczałe populacje są obecne na Pomorzu Zachodnim, w Wielkopolsce, a także na Górnym i Dolnym Śląsku. Wzrost ich populacji, przy całej ich pluszowej urodzie, może oznaczać problemy dla naszego środowiska.
Nutria amerykańska to spory, wodnolądowy gryzoń o długości ciała przekraczającej metr. Z wyglądu przypomina krzyżówkę bobra i szczura. Oddaje to jej nazwa rodzajowa, Myocastor coypus, którą można przetłumaczyć jako „bobroszczur”. Nawet kilkunastokilogramowej wagi zwierzęta zamieszkują zazwyczaj brzegi jezior, wolno płynących rzek i strumieni oraz bagna. Rzadko oddala się od wody. Spotkanie jej na więcej niż 100 metrów od zbiornika wodnego jest czymś niezwykłym.
Ciało nutrii jest pokryte gęstym, brunatnym futrem, które dzięki wydzielinie z gruczołów zapachowych doskonale zabezpiecza ją przed zimną wodą. Jej ogon przypomina raczej ogon szczura niż bobra i jest porośnięty rzadką szczeciną.
Gryzoń ten jest przystosowany do spędzania sporej części życia w wodzie. Ma błony pławne, trójkątną głowę, o wysoko osadzonych uszach, oczach i nozdrzach. Najbardziej charakterystyczną cechą szczurobobra są jednak jaskrawie pomarańczowe siekacze. Podobnie jak wiele innych wodnych ssaków, nutria w nawigacji opiera się przede wszystkim na dotyku. Jej pysk jest pokryty niezwykle czułymi wibrysami. Ma jednak także całkiem dobry słuch. Nurkując, nutria jest w stanie spędzić pod wodą nawet 10 minut.
Podstawę diety nutrii stanowią wodne rośliny, choć czasem urozmaica sobie posiłki, jedząc także gatunki porastające okoliczne pola. Czasem zdarza im się zjadać małe stawonogi czy pisklęta ptaków, na których gniazda natrafiają podczas żerowania.
Zazwyczaj żyją w grupach liczących do kilkunastu osobników, składających się z jednego samca i kilku samic wraz z potomstwem. Nutrie rozmnażają się przez cały rok. Ciąża trwa około czterech miesięcy, a samica zazwyczaj rodzi od dwóch do 12 młodych. Gruczoły mlekowe samicy są położone wyjątkowo wysoko, niemal na grzbiecie, dzięki czemu może karmić młode nawet podczas pływania.
W niewoli nutria żyje nawet 12 lat, ale w naturze większość umiera już po roku czy dwóch.
W naturze szczurobobry zamieszkują Amerykę Południową. Naturalny zasięg występowania nutrii obejmuje Argentynę, Boliwię, południową Brazylię, Chile, Paragwaj i Urugwaj.
W Europie, ale także Azji, Afryce czy Ameryce Północnej pojawiły się, bo ludziom podobało się ich futro. Hodowla nutrii w Polsce zaczęła się w latach 20. XX w. od sprowadzenia kilku par gryzoni z Argentyny. W latach 80. Polska była największym na świecie producentem skór z nutrii: w 1980 r. wyprodukowano ich 3,4 mln. Ich popularność gwałtownie spadła wraz ze spadkiem zainteresowania naturalnymi futrami. W 2016 r. w naszym kraju były już tylko trzy hodowle tych gryzoni. Zdobyły jednak popularność jako zwierzątka domowe, bo są zazwyczaj przyjaźnie nastawione do ludzi.
Pierwsze nutrie żyjące na wolności odkryto w Polsce w 1960 r. w rejonie Milicza. Były zapewne uciekinierami z hodowli. Takie zdziczałe gryzonie szybko tworzyły lokalne populacje dzięki temu, że do rozrodu są zdolne już zwierzęta kilkumiesięczne. Populacje nutrii w Polsce nie były jednak w przeszłości stabilne, bo nasze zimy były po prostu zbyt surowe dla tych zwierząt.
Wraz z ocieplaniem klimatu zimy przestają być im jednak groźne, dzięki czemu gryzonie mogą szybko zwiększać zasięg występowania. To zjawisko zaobserwowano już w Niemczech, gdzie między 2006 a 2015 r. nutria zwiększyła swój zasięg dwukrotnie. Zwierzęta są w stanie powiększać swoje terytoria o 5-50 km rocznie.
Nisza ekologiczna nutrii w dużym stopniu pokrywa się z dwoma innymi znanymi z Polski gryzoniami: piżmakiem i bobrem. Nutria nie jest poważną konkurencją dla bobrów, bo te żywią się ponad 200 gatunkami roślin zielnych i drzewiastych, podczas gdy nutrie nie zjadają drzew ani krzewów. Konkurencja nutrii z piżmakiem może być jednak ostra, bo jedzą w zasadzie to samo.
Dzikie populacje nutrii występujące w Polsce są jeszcze zbyt małe, by mogły powodować istotne straty. Jeśli wraz ze wzrostem temperatur będzie ich przybywać, mogą jednak wywrzeć istotny wpływ na polską przyrodę.
Nutria w ciągu dnia zjada pokarm o wadze równej nawet 25 proc. wagi jej ciała, a z niezjedzonych roślin buduje platformy, na których odpoczywa czy wychowuje młode. Duża populacja nutrii może wręcz wytępić trzciny czy inne rośliny wodne na sporym obszarze. Tam, gdzie nutrii jest wyjątkowo dużo, bagna i moczary mogą przeobrazić się w otwarte zbiorniki wodne. Zanik szuwarów pozbawia schronienia ryby, bezkręgowce, a także gniazdujące tam ptaki.
Wyjątkowo dotkliwie inwazję nutrii odczuł amerykański stan Luizjana. Duża populacja nutrii w tym regionie jest wynikiem huraganu, który w 1940 r. spustoszył stan, niszcząc hodowle zwierząt futerkowych i uwalniając nutrie. Z powodu działalności tych gryzoni region stracił już 8 tys. hektarów bagien. Na kolejnych 40 tys. hektarów widać ich negatywny wpływ. W 2011 r., w szczytowym okresie ich aktywności, nutrie niszczyły co godzinę roślinność o obszarze równym boisku piłkarskiemu.
Z braku roślin wodnych nutrie mogą przerzucać się na pobliskie uprawy. Szczególnie upodobały sobie kukurydzę, buraki, zboża i warzywa. Straty ograniczają się jednak do bezpośredniego sąsiedztwa zbiorników wodnych.
Nutrie czasami wyrządzają też szkody, kopiąc nory w wałach, groblach czy tamach. Ponieważ zwierzę to żeruje również na korzeniach i podziemnych kłączach roślin, jego aktywność może spowodować destabilizację wierzchniej warstwy gleby, a następnie jej erozję.
Przerywając brzegi i pośrednio przyczyniając się do gromadzenia na dnach rzek zwiększonej ilości osadów, wyjątkowo duże populacje gryzoni mogą zwiększać ryzyko powodzi. Mogą być także nosicielami co najmniej 30 patogenów i pasożytów.
Wiele państw podjęło radykalne działania, by ograniczyć populacje tych gryzoni. Wielka Brytania wytępiła je zupełnie na swoim terytorium w 1989 roku. Włosi próbują walczyć z nutriami, ale na razie bezskutecznie. Ich populacja nutrii stale zwiększa swoje terytorium.