Pierwszy rok prezesa Kuleszy był udany, ale teraz mało kto o tym pamięta
Pierwszy rok prezesa Cezarego Kuleszy wypadł lepiej niż się można było spodziewać. Szybkie zażegnanie kryzysu związanego z dezercją selekcjonera Paula Sousy, poderwanie świata piłki do zbojkotowania Rosji, która napadła na Ukrainę, szczęśliwa ręka do wyboru następcy Sousy – Czesław Michniewicz wpadł do pędzącego pociągu i choć nad jego pracą unosił się duch „Fryzjera”, z którym dobre kontakty ciągle mu wypominano, zrealizował wszystkie cele sportowe, z awansem na mundial i pierwszym wyjściem z grupy po 36 latach na czele.
ZOBACZ TAKŻE: Afera w polskiej piłce. PZPN wydaje oświadczenie. Sponsor grozi zerwaniem współpracy
Natomiast dobra passa skończyła się na długo przed aferą związaną ze Stasiakiem, paradującym po murawie w Tyraspolu, z czerwoną akredytacją, gwarantującą mu dostęp do wszystkich stref.
Pierwsza wpadka – zatrudnienie “Gruchy” do ochraniania Lewandowskiego
Pierwszą wpadką było zatrudnienie niejakiego “Gruchy”, wedle prokuratury białostockiego gangstera, w roli ochroniarza Roberta Lewandowskiego. Dopiero pod presją mediów kontrowersyjny bodyguard został odsunięty z pracy w kadrze, na kilka dni przed jej odlotem na mundial do Kataru.
PZPN jednak długo nie reagował, nie komentował tematu, licząc, że sprawa przyschnie, wszyscy o niej zapomną. Ten model działania związku został zastosowany także przy aferze premiowej, jak również przez kilka najgorętszych dni afery ze Stasiakiem w roli głównej. To wielki błąd. W dobie mediów elektronicznych i coraz większego znaczenia portali społecznościowych kibice o niczym nie zapomną, a już na pewno nie o zabraniu skompromitowanego korupcją działacza do samolotu z piłkarzami reprezentacji Polski. Im dłużej Cezary Kulesza nie decydował się na zabranie głosu, tym gorsze rodziły się podejrzenia i domysły.
Uderzające w sponsorów oświadczenie, które przejdzie do historii polskiej piłki
Tymczasem PZPN milczał nie tylko trzy dni, tylko znacznie dłużej, bo Szymon Jadczak z WP Sportowe Fakty, który ujawnił skandal, na długo przed publikacją wysłał pytania o Stasiaka do prezesa Kuleszy i sekretarza generalnego Łukasza Wachowskiego. Zatem najważniejsi ludzie w federacji wiedzieli, co się święci i mieli sporo czasu na przygotowanie strategii komunikacyjnej. Tymczasem najpierw liczyli na (nie)sprawdzoną metodę: sprawa przyschnie, wszyscy o niej zapomną. A później popełnili jeszcze większy błąd niż zabranie Stasiaka na pokład – zdecydowali się na oświadczenie, które przejdzie do historii polskiej piłki w kategorii czarny PR: rzucili cień podejrzenia za zaproszenie Stasiaka na wszystkich sponsorów, nie podając tego konkretnego. Trudno się dziwić oburzeniu mecenasów polskiej piłki, którzy zostali ochlapani błotem. Firma, której wędliny stanowią scenografię konferencji PZPN-u i reprezentacji Polski zagroziła nawet zerwanie współpracy.
Nawet jeśli zapisy kontaktowe nie pozwolą na taki ruch, to nie tylko firma od kiełbasek, ale każda inna dwa razy zastanowi się, zanim złoży podpis pod umową łączącą ją z PZPN-em, po takim skandalu. I na tym polega największy problem.
PZPN będzie musiał ciężko zapracować na odzyskanie dobrej passy medialnej. Na razie fala krytyki przypomina tę, która zmiotła Grzegorza Latę do tego stopnia, że nie uzyskał 15 poparć wymaganych do zgłoszenia swej kandydatury na reelekcję.
Szczęście w nieszczęściu mają Fernando Santos i jego podopieczni. Przez awanturę wokół Stasiaka ogień krytyki został przekierowany na federację, a nie na ekipę, która dała się ograć 171. reprezentacji świata.
Stasiak został zawieszony na 10 lat w okresie, gdy Kulesza był wiceprezesem
PZPN w 2016 r., a więc w okresie, w którym Cezary Kulesza był wiceprezesem, zawiesił Mirosława Stasiaka na 10 lat. Dlatego nikt w świcie prezesa nie może się zasłaniać niepamięcią. Wpadka z zabraniem na pokład człowieka, którego skazano prawomocnym wyrokiem za ustawienie, bądź próbę ustawienia 43 meczów. Takich ludzi trzeba trzymać z dala od piłki, a nie zapraszać na ten sam pokład, którym leci Robert Lewandowski, Piotr Zieliński i cała reszta naszej piłkarskiej elity. Ten skandal to nie dzwonek, tylko prawdziwy alarmowy Dzwon Zygmunta.
Przejdź na Polsatsport.pl