Wiele osób (osobiście się z tym spotkałem) kupuje wodę butelkowaną, bo uważa, że jest lepsza i zdrowsza niż woda wodociągowa. Jako przykład przewagi wody z butelki nad tą z kranu podawany jest m.in. kamień, który osadza się w czajniku. Zatem od niego zacznijmy.
W naturalnym środowisku nie występuje coś takiego jak woda bez minerałów (deszczówka ma mało minerałów, ale ten temat pozostawmy). Krążąc w środowisku, nabiera cech otoczenia, przez które przepływa. Nie tylko zmienia się jej temperatura, ale także wypłukuje minerały ze skał, które napotyka na swojej drodze. Czy ma taką siłę? Oczywiście, spójrzcie, chociaż na słynny kanion Kolorado.
Rozpuszczone minerały tworzą jej twardość. Odpowiadają za nią głównie sole wapnia i magnezu, ale także innych pierwiastków występujących w środowisku. Dzieli się ją na dwa rodzaje.
Za twardość węglanową odpowiadają rozpuszczone sole wapnia i magnezu pod postacią węglanów i wodorowęglanów. Mówi się, że to tzw. twardość przemijająca, ponieważ wystarczy podgrzać wodę, a minerały te się wytrącają. To właśnie jest ten tajemniczy kamień w czajniku, lub na urządzeniach sanitarnych.
Twardość niewęglanowa jest stała i nie da się jej zmniejszyć poprzez wzrost temperatury. Tworzą ją m.in. rozpuszczone siarczany, chlorki, krzemiany wapnia, magnezu i wiele innych.
Wszystkie te substancje naturalnie występują w środowisku i pełnią ważne funkcje w naszych organizmach. Wystarczy wspomnieć kilka: wapń potrzebny jest nie tylko do budowy szkieletu, ale odgrywa istotną rolę choćby w krzepnięciu krwi, ma wpływ na pracę mięśni. Magnez odpowiada m.in. za prawidłowe funkcjonowanie układu nerwowego a wraz z wapniem, witaminą D i fosforem chroni nas przed osteoporozą. Nie mówiąc już o sodzie czy żelazie.
Zanim woda trafi do naszego domu, musi zostać pobrana ze środowiska. Zasadniczo pozyskuje się ją z trzech źródeł – rzek (np. z ujęć przy rzekach i pod nimi), zbiorników retencyjnych oraz źródeł podziemnych (z różnych głębokości). Pierwsze dwa w szczególności muszą być poddane procesowi uzdatniania. Ostatnie są najlepszej jakości, ale także mogą wymagać pewnych procesów, np. usunięcia nadmiaru żelaza, aby uzyskać odpowiedni smak).
Zanim woda dostanie się do rur, trzeba także oczyścić ją z bakterii. To dość prosta czynność polegająca na naświetlaniu jej lampami UV. Ale wraz z wpuszczeniem wody do sieci wodociągowej traci się w dużej mierze nad nią kontrolę. Na trasie mogą pojawić się nieszczelności, w wielu miejscach rury mają już swoje lata.
Warto też wspomnieć, że wodociągi nie mają kontroli nad instalacjami w poszczególnych domach, które też nie zawsze są wzorowo utrzymane. To wpływa na ostateczną jej jakość. Aby zachować bezpieczeństwo, wodę poddaje się procesowi chlorowania. Ale spokojnie, to nie tak, że w dużych basenach rozpuszcza się całe tabletki, jak w basenie ogrodowym. Przez ciecz przepuszcza się chlor w formie gazu, dzięki czemu po nalaniu szklanki wody, wystarczy odczekać 5-10 minut, i ten chlor się ulatnia. A dzięki temu, że jest, potencjalne zanieczyszczenie chroni nas przed niechcianymi dolegliwościami żołądkowo-jelitowymi.
W wielu przypadkach woda do sieci pobierana jest z podziemnych źródeł o dobrej jakości. Niektóre ujęcia w Warszawie pochodzą z warstw piasków oligoceńskich, które powstały 23-24 mln lat temu. Ale jednymi z regionów, które przodują pod względem jakości wody są Lubelszczyzna i Wyżyna Krakowsko-Częstochowska. To regiony, gdzie w podłożu znajdziemy skały węglanowe. Mineralizacja wody kranowej jest stosunkowo duża, porównywalna do popularnych wód mineralnych, które można kupić w sklepie.
Minusem jest to, że osad potrafi gromadzić się w urządzeniach AGD. Jednak w żadnym wypadku nie powinniśmy utożsamiać go ze złą jakością wody. Znacznie gorsze jest używanie filtrów do wody.
Filtrowanie wody to popularna metoda pozbywania się z niej substancji, żeby np. kamień tak szybko nie niszczył ekspresów do kawy i innych urządzeń. Wiele osób bezpośrednio pije też taką wodę. Niestety tanie filtry (zwłaszcza gdy są świeże) usuwają znaczną część niezbędnych minerałów, czym pogarszają jakość wody. Te droższe często zawierają informację, że zawierają wkład, który dodatkowo wzbogaca wodę np. o wapń.
W 2018 r. magazyn konsumencki Markt przeprowadził test. Sprawę opisywał również w Berliner Zeitung. Wykazano wtedy, że woda po przefiltrowaniu zawierała więcej zarazków, niż przed nią. Drobnoustroje bardzo lubią wilgotne, ciemne i ciepłe miejsca, a właśnie takie środowisko jest wewnątrz wkładu filtrującego. To istotne, ponieważ niewiele osób trzyma dzbanki filtrujące w lodówce. Potwierdza to również publikacja naukowców z Politechniki Śląskiej. W przypadku przechowywania dzbanka filtrującego w temperaturze pokojowej już po tygodniu przekroczona zostaje liczebność bakterii. Co więcej, wciąż wiele osób zbyt długo używa dzbanków bez wymiany filtra, co potęguje problem.
Wystarczy pójść do pierwszego większego marketu, aby przekonać się, ile różnych wód jest dostępnych na rynku. Jaką wybrać dla siebie? W zależności od ilości rozpuszczonych w niej minerałów wody możemy sklasyfikować jako:
- wody słodkie (do 500 mg substancji w 1 litrze wody)
- akratopegi (od 500 do 1000 mg/l)
- mineralne (powyżej 1000 mg/l)
Do codziennego nawadniania organizmu najlepsze są te dwie pierwsze grupy. Wody mineralne, zwłaszcza wysokozmineralizowane lub zawierające istotne minerały i związki, mają duże znaczenie balneologiczne – używane są w lecznictwie, m.in. uzdrowiskach. Ze względu na dominację poszczególnych związków dzieli się je m.in. na siarczanowe, solankowe, szczawy, siarkowodorowe, żelaziste.
Choć i one są dostępne w sklepach, trzeba zachować ostrożność, ponieważ picie ich przez dłuższy czas bez konsultacji lekarskiej może zaszkodzić zdrowiu – mają działanie lecznicze.
Uogólniając, w codziennym spożyciu dla zdrowej osoby najlepsze wody to te o mineralizacji do 1500 mg/l. Szczególną uwagę powinny zachować kobiety w ciąży i noworodki. Dla nich tym bardziej niewskazane są wody wysokozmineralizowane. Warto dodać, że większość producentów tych „bobasowych” wód nie tylko daje atrakcyjne dla maluchów etykiety, ale dba także, żeby miały odpowiednio niską mineralizację (ale warto sprawdzać, zdarzają się wyjątki).
Niestety ostatnie badania są niekorzystne dla butelek, zwłaszcza plastikowych. Wskazują, że mogą one zawierać ogromne ilości nanoplastiku. W badanych próbkach W każdym litrze naukowcy zaobserwowali od 110 000 do 370 000 cząstek, z czego 90 proc. stanowiły nanoplastiki, resztę stanowił mikroplastik. Do wody prawdopodobnie przedostaje się, gdy butelka jest ściskana lub wystawiana na działanie ciepła. Są także badania sugerujące, że istotną rolę odgrywa… wielokrotne otwieranie i zamykanie nakrętek – materiał ulega ścieraniu.
Nanoplastiki to cząsteczki mniejsze niż 1 mikrometr. Dla porównania – średnica ludzkiego włosa wynosi około 70 – 90 mikrometrów. Cząsteczki nanoplastiku są tak małe, że, w przeciwieństwie do mikroplastiku, mogą przedostawać się przez jelita i płuca bezpośrednio do krwioobiegu, a dalej do narządów (włączając w to serce i mózg) – podobnie jak toksyczne pyły zawieszone. Mogą mieć wpływ na pojedyncze komórki, a także przedostawać się przez łożysko do organizmu dzieci.
Cóż, można się w tym pogubić, ale warto podejść do tego z głową. Jeśli nie ma takiej potrzeby, warto pić przegotowaną kranówkę i trzymać ją w szklanym dzbanku. A jeśli chcemy zabrać ze sobą, to może warto zaopatrzyć się w szklany lub stalowy bidon (choć i one mają nakrętki z tworzywa sztucznego). No i pozostają jeszcze miłośnicy wody gazowanej. Wygląda na to, że najlepsze byłyby wody w szklanych butelkach z metalowymi zakrętkami.
Może w gąszczu jeszcze nierozwikłanych zagadek naukowcy warto zastosować inne kryteria, jak np. oszczędność. Używanie kranówki ma jedną, ogromną zaletę, jaką jest cena. Jest po prostu znacznie tańsza. Znacznie tańsza od tej w plastiku.