W poniedziałek życie tysięcy pracowników sieci fast-foodów z siedzibą w Kalifornii stało się odrobię łatwiejsze – a to za sprawą przepisów podnoszących ich godzinowe wynagrodzenie z 16 do 20 dolarów. Wyższa stawka będzie miała jednak zastosowanie tylko w lokalach należących do sieci, które w całych Stanach Zjednoczonych prowadza co najmniej 60 barów albo restauracji.
Kalifornia. Wyższe wynagrodzenia w fast-foodach
Ustawa powołuje także radę ds. fast foodów, w której współdziałać będą przedstawiciele branży restauracyjnej oraz pracownicy. Ci drudzy będą mogli wnosić pod głosowanie wnioski o podniesienie wynagrodzenia, rada będzie też wyznaczała standardy bezpieczeństwa i mediowała w sporach. To pierwsza tego rodzaju instytucja w Stanach Zjednoczonych.
– Zdecydowanie uważam, że to bardzo ważna sprawa – powiedziała w rozmowie z CNN Jaylene Loubet, która pracuje jako kasjerka w McDonald’s. – To, o co walczymy, nie jest nierozsądne. Prosimy tylko o to, co jest sprawiedliwe.
Pracownicy sieci gastronomicznych przekonują, że w tak drogich regionach jak okolice San Francisco czy San Diego wynagrodzenie nieprzekraczające 16 dolarów za godzinę nie wystarcza na życie, a podwyżka nie tyle ich wzbogaci, co da choć minimum bezpieczeństwa. Inaczej widzą to, rzecz jasna, pracodawcy, którzy wskazują na koszty, które trzeba będzie przerzucić na klientów.
Przywołany przez CNN Scott Rodrick otworzył swój pierwszy McDonald’s w Zatoce San Francisco 30 lat temu. Obecnie prowadzi 18 lokali pod szyldem ze złotymi łukami. Przyznał, że przygotowując się do zapowiedzianej kilka miesięcy temu podwyżki wynagrodzeń, podniósł ceny w zarządzanych przez siebie lokalach w ostatnim kwartale o około 5–7 proc.
– Przyjrzeliśmy się więc cenom, ale nie mogę wziąć 20 dolarów za Happy Meal, bo moi klienci mają swoje ograniczenia – powiedział.
Kasy samoobsługowe nie zawsze zdają egzamin
Szukając oszczędności, postanowił przeprofilować swoją działalność i w większym stopniu skoncentrować się na dostawach. Nie będzie też w najbliższym czasie przeprowadzał remontów, które nie są niezbędne i wymieni tylko te urządzenia, których wiek i stopień eksploatacji tego wymagają.
CNN zwrócił uwagę, że w ostatnim kwartale wzrosło zainteresowanie podmiotów prowadzących bary szybkiej obsługi (franczyzobiorców) automatami, w których klienci samodzielnie zamawiają jedzenie. Maszyny te coraz częściej ustawiane są także w polskich fast-foodach: klienci wybierają jedzenie, płacą kartą, a informacja o zamówieniu natychmiast trafia do kuchni. W ten sposób całkowicie wyeliminowana zostaje konieczność składania zamówienia u pracownika. Gotowe jedzenie można odebrać po tym, jak na tablicy wyświetli się numer zamówienia.
Taka automatyzacja zamówień pozwala zaoszczędzić na pracownikach – dokładnie tą samą logiką kierują się sieci handlowe, które instalują kilka stanowisk samoobsługowych, na których klienci samodzielnie ważą i skanują swoje zakupy. W tym czasie nierzadko otwarta jest tylko jedna kasa, w której obsługuje pracownik. Na krótszą metę to na pewno oszczędność, ale w dłuższej perspektywie nie jest tak kolorowo. Samodzielne kasowanie zakupów ułatwia kradzieże, poza tym część klientów sprzeciwia się przerzucaniu na nich obowiązków kasjerów bez żadnej dodatkowej nagrody w postaci na przykład bonusu na zakupy. Już kilkakrotnie informowaliśmy, że w niektórych sieciach handlowych (akurat nie w Polsce, ale w Niemczech i Holandii) eksperyment z kasami samoobsługowymi nie udał się i sieci zadecydowały o ich zdemontowaniu.