Gdy Agnieszka Wojciechowska van Heukelom po raz pierwszy weszła na mównicę, oświadczyła, że jest „wieloletnim społecznikiem” i „z ludzkiego punktu widzenia” patrzy na to, co dzieje się w Sejmie. „W imieniu polskich rodzin” dziękowała byłemu premierowi Mateuszowi Morawieckiemu. I po chwili zaatakowała zwycięską większość. – Przyszłam ze świeżym spojrzeniem i nie mogę ukryć swojego oburzenia na to, co nas spotyka ze strony lewej części tej sali – oświadczyła. – Na to chamstwo, na to prostactwo, na to odwracanie się tyłem do premiera czy prezydenta – dodała.
To był dopiero początek. Podczas kolejnych posiedzeń z ust debiutującej posłanki padały coraz ostrzejsze słowa. Gdy przemawiała 16 stycznia, uderzyła w marszałka Hołownię. Stwierdziła, że „bagatelizuje sprawę” Kamińskiego i Wąsika, a do tego „pozwala sobie jako człowiek niewykształcony opowiadać o własnych interpretacjach prawa”. Już wcześniej wytykała Hołowni, że ma średnie wykształcenie. Próbowała też przekonywać, że to pierwszy w historii marszałek bez wyższego wykształcenia, mimo że Marek Kuchciński, marszałek za rządów PiS, również dyplomu wyższej uczelni nie miał.
Największą burzę wywołało to, co Wojciechowska van Heukelom miała powiedzieć o Magdalenie Filiks. Według posłanki PSL Agnieszki Marii Kłopotek polityk PiS po adresem posłanki KO powiedziała: „gdybym miała taką matkę, tobym się zabiła”. – Mam na to świadków – oświadczyła z sejmowej mównicy Kłopotek. Chwilę później na mównicę weszła van Heukelom, która stwierdziła, że zachowanie Filiks jest „żenujące i niestosowne”. – Dwa dni temu miałam okazję obserwować panią poseł, która się zachowywała w sposób wulgarny, ordynarny, wskazujący na przyzwyczajenie do różnych używek… – kontynuowała, a marszałek Hołownia wyłączył jej mikrofon.
– Przypisywanie mi, że mówiłam cokolwiek do posłanki Filiks jest absurdem, bo nigdy z nią nie rozmawiałam – mówi krótko w rozmowie z „Wprost” Wojciechowska van Heukelom.