Zmiany klimatu istotnie wpływają na zimowe wzorce pogodowe, co sprawia, że wiele ośrodków narciarskich na całym świecie ma poważny problem. Jest po prostu za mało śniegu.
Dotkliwie odczuły to niedawno narciarskie ośrodki we francuskich Alpach. Intensywne opady deszczu sprawiły, że otwarcie ośrodków narciarskich Morzine i Les Gets opóźniło się o wiele tygodni. Dla branży oznacza to milionowe straty. A narciarstwo w Alpach to wielki biznes, wart nawet 30 miliardów dolarów rocznie.
Przyszłość rysuje się dla narciarzy ponuro. Ubiegłoroczny raport stwierdza, że przy globalnym ociepleniu o 2 stopnie Celsjusza powyżej poziomu sprzed epoki przemysłowej, aż 53 proc. z objętych badaniem europejskich ośrodków narciarskich będzie narażonych na bardzo wysokie ryzyko wystąpienia niedoborów śniegu. Jeśli temperatura osiągnie poziom 4 stopni ponad temperatury z epoki przedprzemysłowej, ten katastrofalny problem dotknie aż 98 proc. wszystkich ośrodków narciarskich Europy.
Te zmiany obserwowane są już dziś, choć oficjalnie nasza planeta nie przekroczyła jeszcze wyznaczonego przez Porozumienie Paryskie progu 1,5 stopni Celsjusza ocieplenia. Już dziś w Alpach średni okres trwania pokrywy śnieżnej jest aż o 36 dni krótszy, niż jeszcze kilkadziesiąt lat temu.
Sprawa jest paląca. Dlatego 500 zawodowych sportowców uprawiających sporty zimowe opublikowało list wzywający Międzynarodową Federację Narciarską do podjęcia intensywniejszych działań klimatycznych.
Zawodowi sportowcy podkreślają, że Federacja powinna w pierwszej kolejności przyjrzeć się temu, jak na klimat wpływa jej własna działalność. Stwierdzają, że obecny harmonogram zawodów zmusza ich do cotygodniowego wykonywania lotów tam i z powrotem przez Atlantyk, co wiąże się z niepotrzebnymi emisjami. Wezwali też federację do późniejszego rozpoczęcia sezonu i wcześniejszego zakończenia go, w związku ze zmianami w środowisku.
Dotychczasowe działania FIS budziły ogromne kontrowersje. W 2019 r. organizacja znalazła się w sercu sporu klimatycznego, kiedy jej ówczesny prezes, Gianfranco Kasper publicznie zaprzeczył istnieniu zmian klimatycznych i oświadczył, że “wolałby raczej zadawać się z dyktatorami, niż z ekologami”. Jego następca, Johan Eliasch stara się naprawić wizerunek organizacji, ale działalność FIS do tej pory pozostaje bardzo nieprzejrzysta.
FIS stwierdza, że jako sygnatariusz Ram Działań ONZ na rzecz klimatu w zakresie sportu zobowiązała się do ograniczenia emisji gazów cieplarnianych o 50% do 2030 r. Organizacja zapowiada, że w tym sezonie będzie gromadzić dane, które pozwolą dokładnie oszacować ślad węglowy związany ze sportami zimowymi. FIS ma też rozważyć dalsze przesunięcie startu sezonu sportów zimowych w związku z problemami ze śniegiem.
Jednym ze sposobów na uratowanie zagrożonych brakiem śniegu ośrodków będzie oczywiście sztuczne naśnieżanie. Według wspomnianego wcześniej badania, wykorzystanie armatek śniegowych w celu osiągnięcia 50 proc. pokrywy śnieżnej na stokach zmniejszy liczbę europejskich ośrodków narciarskich zagrożonych utratą śniegu do 27 proc. przy temperaturze o 2 stopnie Celsjusza wyższej, i do 71 proc. przy wzroście temperatury o 4 stopnie.
To jednak sposób kosztowny i środowiskowo kontrowersyjny. Co prawda emisje gazów cieplarnianych związane ze sztucznym naśnieżaniem są stosunkowo niewielkie – wynoszą zaledwie ok. 2 proc. emisji narciarskich kurortów, wykorzystanie sztucznego śniegu wiąże się z dużym zużyciem wody. A ośrodki, położone często u stóp topniejących lodowców, mogą w przyszłości mieć coraz większe problemy z dostępem do wody pitnej.
Stosowanie sztucznego naśnieżania przez 100 dni spowodowałby wzrost zużycia wody o około 540 mln litrów, co sprawiłoby, że kurorty narciarskie musiałyby konkurować o wodę z lokalnymi społecznościami. Z badania wynika, że w Alpach Francuskich zużycie wody może wzrosnąć dziewięciokrotnie do roku 2100 w związku z uzależnieniem od sztucznego śniegu.
„Z pewnością przy temperaturze 2°C ośrodki położone niżej będą miały duże kłopoty” mówił dziennikowi “Guardian” Dom Winter z organizacji Protect our Winters UK. “Ale w Alpach nadal będą miejsca z naturalnym śniegiem, więc kurorty położone wyżej mogą przetrwać. Problemem jest to, jak drogie i elitarne mogą się stać.” Badanie przeprowadzone na Uniwersytecie w Bazylei wykazało, że ośrodki położone poniżej 1800-2000 metrów będą musiały porzucić dolne stoki i w coraz większym stopniu polegać na sztucznym śniegu, aby utrzymać otwarte stoki położone wyżej.
Bez względu na działania międzynarodowej federacji, niektóre ośrodki narciarskie już dziś przygotowują się na przyszłość, w której śnieg będzie rarytasem. Grupa non-profit Montagne Verte, działająca w Morzine, pracuje nad zmianą profilu turystyki w regionie. Zamiast skupiać się przede wszystkim na narciarstwie, aktywiści chcą, aby miejscowi politycy i biznesmeni zaczęli zastanawiać się nad przyszłością, w której większość gości będzie odwiedzać góry wiosną czy latem, w celach innych, niż szusowanie.
„Nasze podejście polega na skupieniu się na czterosezonowej turystyce i stworzeniu miejsca, w którym można mieszkać w dolinach i górach przez cały rok” mówi Giardianowi dyrektorka generalna organizacji Cecile Burton. “Po nartach też jest życie, ale musimy się dostosować, i wyobrazić sobie, jak będzie wyglądać nasza przyszłość. W naszej okolicy można się wspinać, jeździć na rowerach górskich, spacerować, lub po prostu przebywać w otoczeniu przyrody przez cały rok”.
Organizacja chce też, aby sama turystyka stała się przyjaźniejsza dla środowiska. Obecnie większość emisji związanych z narciarstwem pochodzi z lotów do ośrodków, podróży samochodem po okolicy i energii wykorzystywanej przez hotele. Francuska organizacja chce, by ośrodki w coraz większym stopniu przechodziły na czystą energię – i na tyle, na ile to możliwe zrezygnowały z samochodów.