Od wielu lat w Polsce trwają dyskusje na temat tego, w jakim stopniu za stan wód odpowiada rolnictwo i jaki udział w zanieczyszczaniu wód ma gospodarka komunalna. Jak wskazują liczne badania za zły stan wód odpowiada przede wszystkich rolnictwo przemysłowe, w tym w głównej mierze intensywna hodowla zwierząt. Ale to nie jedyne problemy polskich zbiorników.
– Problem zanieczyszczenia wód jest złożony. Trochę przyzwyczailiśmy się do narracji, że to rolnicy przyczyniają się do zanieczyszczenia wód przynajmniej w niektórych zlewniach, dlatego że gospodarują na ogromnych areałach. Bardzo często w przypadku kiedy niewygodne jest poszukiwanie winnych, zrzuca się winę na tzw. spływy powierzchniowe, czyli z pól i nawożenie – mówi Zielonej Interii dr inż. Jerzy Mirosław Kupiec z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
Nawozy, pestycydy, hormony i antybiotyki oraz odchody zwierząt to główne źródła zanieczyszczeń generowanych przez rolnictwo. Problem narasta wraz ze wzrostem liczby i skali działalności upraw i hodowli przemysłowych.
– Prowadzę badania od ponad dwudziestu lat i sytuacja w gospodarstwach indywidualnych mocno się poprawia. Rolnicy w dużej mierze są świadomi problemów środowiskowych, ale też chętnie korzystają z różnych dopłat na rozwój i modernizację gospodarstw – mówi dr inż. Jerzy Mirosław Kupiec. Ekspert dodaje, że dużym zagrożeniem dla środowiska jest wciąż rozwijające się rolnictwo korporacyjne, a przede wszystkim intensywna hodowla zwierząt nastawiona na maksymalizację zysków kosztem środowiska i jego zasobów.
– Prowadzę badania na obszarach wiejskich związane z oceną jakości wód zarówno powierzchniowych jak i podziemnych. W niektórych miejscach wody są tak mocno zanieczyszczone, że normy dla klasy drugiej, czyli stanu dobrego są przekroczone 450 razy w przypadku niektórych ważnych parametrów. Tworzą się tzw. koncentratory zanieczyszczeń, których rekultywacja zajmie dziesiątki lat – mówi Interii dr Kupiec.
Według specjalisty „nowe zanieczyszczenia”, takie jak hormony i antybiotyki, wpływają fatalnie na stan mikrobiologiczny wód. Antybiotyki kumulują się także w glebie i roślinach uprawnych. – Wody nie nadają się do jakiegokolwiek wykorzystania, a nie jako miejsce bytowania nawet najbardziej odpornych organizmów. Niektóre rzeki czy zbiorniki wodne są według dra Kupca praktycznie martwe.
W przemysłowym chowie zwierząt stosuje się duże ilości antybiotyków, które z odchodami zwierząt lub ich pozostałościami trafiają na pola, a dalej migrują w kierunku wód podziemnych i powierzchniowych. „Ścieki” mogą być też pobierane przez uprawiane rośliny.
Poważnym problemem Polski w zakresie ochrony i jakości wód jest również gospodarka komunalna. To kolejny obszar, do którego Komisja Europejska ma poważne zarzuty. Problemem są zrzuty z oczyszczalni, które nie zawsze spełniają określone prawem normy. – Inną kwestia są zrzuty niezorganizowane, z gospodarstw domowych na obszarach wiejskich – dodaje ekspert. Problem jest nadal widoczny na wielu polskich wsiach i potęguje go coraz większe zużycie wody. W związku z tym wzrosło też wytwarzanie ścieków.
– 80 proc. surowych ścieków bytowych trafia do środowiska, a do tego niestety dochodzą niekontrolowane zrzuty z zakładów przemysłu rolno-spożywczego. Zrzuty te często dokonywane są nocami bądź w weekendy, aby trudniej było taki proceder zarejestrować przez służby monitoringu państwowego – podaje dr Kupiec.
W związku z ogólnopolskim problemem, jakim są zanieczyszczenia wód w ostatnich latach przyspieszyły badania nad opracowaniem konkretnych metod rekultywacyjnych. Według dra Kupca mamy obecnie wiele różnych sposobów rekultywacji akwenów wodnych oraz wspomagających ochronę zasobów wodnych.
– Do tych ostatnich można zaliczyć wykorzystanie złóż denitryfikacyjnych, nad którymi pracujemy wspólnie z Europejskim Regionalnym Centrum Ekohydrologii w Łodzi. Są to specjalnie złoża zbudowane z nieinwazyjnych, ulegających biodegradacji substratów, które mogą ograniczyć emisję azotu i fosforu ale także polichlorowanych bifenyli z produkcji rolnej do środowiska wodnego – tłumaczy naukowiec.
– Doskonałym rozwiązaniem, który funkcjonuje już od kilku lat w Gnieźnie na Strudze Gnieźnieńskiej tuż przed jej wpływem do jeziora Jelonek, jest system SED-BIO. W jego opracowaniu lub badaniu niektórych rozwiązań, które zostały w nim zastosowane uczestniczyli naukowcy z wielu placówek naukowych m.in. Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, Uniwersytetu Łódzkiego, Europejskiego Regionalnego Centrum Ekohydrologii oraz Uniwersytetu Gdańskiego wraz ze spółką APRS.
System SED-BIO poradził sobie przede wszystkim z redukcją związków azotu i fosforu, zredukował nadmiar zawiesiny, wpłynął na znaczne ograniczenie ilości sinic i fitoplanktonu oraz bakterii z grupy Coli, w tym E. Coli.
Na rynku istnieją również inne systemy wspomagające proces oczyszczania zbiorników wodnych np. instalacja do biotyczno-abiotycznego podczyszczania wód naturalnych, która polega na odprowadzeniu i częściowym podczyszczeniu wód wprowadzanych do jezior za pomocą specjalnego kanału, który izoluje zanieczyszczone wody od wód jeziornych.
Dr Kupiec dodaje, że nie ma czegoś takiego jak szybka rekultywacja, a koszty „naprawy” wód są wysokie. Koszt usunięcia ok. 1 kg azotu z akwenu wynosi ok. 230 zł, a 1 kg fosforanów to koszt ok. 2800 zł.
– Głównym problemem są środki finansowe, które nie zawsze samorządy lokalne posiadają, a te które są w stanie przeznaczyć na działania ochronne są na tyle niewielkie, że nie pozwalają nawet na podstawowe zabiegi. Niektóre samorządy niestety wspierają destrukcyjne dla ekosystemów działalności i są głuche na wyniki badań, czasem ośmieszając wręcz ekologów czy naukowców – podsumowuje dr Kupiec.
Zobacz też: Najbardziej przejrzyste jezioro w Polsce. Są też złe wieści