Ryszard Petru to urodzony liberał gospodarczy i odkąd wrócił do Sejmu, walczy o pozycję najbardziej proprzedsiębiorczego posła tej kadencji. Najpierw orędował za poluzowaniem zakazu handlu w niedziele, a gdy rządzone przez lewicę Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej jasno zadeklarowało, że nie będzie pracowało nad projektem zwiększających liczbę niedziel z handlem, przygotował projekt stosownej ustawy. Składając go przekonywał dziennikarzy, że zmiany są ważne ze względów społecznych i gospodarczych. Najwyraźniej nie konsultował się z organizacjami zrzeszającymi handlowców: Polska Izba Handlu nie popiera propozycji zwiększenia liczby niedziel handlowych.
„W kwestii niedziel handlowych większość mikro, małych i średnich przedsiębiorców branży handlu, także tych zrzeszonych w Polskiej Izbie Handlu akceptuje obecny status quo” –napisała w komunikacie.
Petru ostrzega, że flipperzy mogą wyjechać z Polski
W weekend Ryszard Petru wystąpił w obronie flipperów, czyli przedsiębiorców, którzy kupują tanie mieszkania, remontują je i sprzedają w wyższej cenie. Działają na rynku pierrwornym i wtórnym, choć jednak częściej na tym drugim. Popularnie uważa się działalność flipperów za jeden z czynników podnoszących ceny mieszkań, bo dysponując gotówką są w stanie szybko sfinalizować zakup, a nawet ugrać jakieś zniżki. Po jakimś czasie wyremontowane mieszkania trafiają na rynek w wyższej cenie, bo raz, że podniósł się ich standard, a dwa, od zakupu do sprzedaży upłynęło kilka miesięcy, a to w dużych miastach wystarczający czas, by ceny nieruchomości zdążyły samoistnie pójść w górę.
Spekulanci, mówią o nich jedni. Magdalena Biejat, kandydatka Lewicy na prezydenta Warszawy, zapowiedziała złożenie w Sejmie projektu ustawy, który ograniczy działalność flipperów. Nie chciała mówić o szczegółach, ale zdradziła, że jedna z propozycji przewiduje podatek od flippingu. W obronie flipperów stanął Ryszard Petru, który na „X” napisał, że „pomysł opodatkowania flipów i nazywanie ich spekulacją świadczy o niezrozumieniu tematu i jest działaniem na szkodę całej gospodarki”.
Dalej Poseł Polski 2050 przekonuje, że flipperzy to przedsiębiorcy, którzy podejmują ryzyko biznesowe, bo nie mają przecież gwarancji, że sprzedadzą lokal po remoncie z zyskiem.
Flipperzy zaśmiecają nasze skrzynki pocztowe
„Krytycy nie rozumieją, że każdy dodatkowy podatek zawsze jest przenoszony na ostatecznego klienta. Opodatkowanie flipów oznacza wyższe ceny mieszkań” – opisuje swoją perspektywę Petru. Na koniec postraszył, że jeśli ten czy kolejny rząd opodatkuje flipperów, to przeniosą się za granicę.
„A komu jak komu, ale szczególnie Lewicy powinno zależeć na dochodach budżetowych” – podsumowuje poseł.
Ostrzeżenie przed możliwością ucieczki flipperów z Polski rozbawiło część internautów. To kilka komentarzy pod wpisem Ryszarda Petru:
- „W sensie, że jak opodatkujemy flipping mieszkań to flipperzy przeniosą się zagranicę? To na co my czekamy? Wprowadzić natychmiast!”
- „Nie będzie tak działało. Jak będą większe podatki, to fliper tego mieszkania po prostu nie kupi i sztucznie nie podniesie jego ceny”
- „Fliperzy spekulują mieszkaniami. Mieszkań jest ograniczona ilość, Fliperzy skupują je, po taniości remontują i wrzucają z ceną znacznie wyższa. Lepiej było by jeśli nabywca kupił by mieszkanie i je wyremontował(zlecił remont). Zwykli nabywcy nie mają dziś szans z fliperami”
Ktoś inny zażartował, że nie może się doczekać, aż niemieckie skrzynki pocztowe zostaną zawalone karteczkami z odręcznie niby napisanymi karteczkami, na których młode małżeństwo / Ania z kotem / Paweł i Ania informują, że kupią mieszkanie „w tej okolicy” i proszą o kontakt. Chyba każdy mieszkaniec większego miasta co najmniej raz na kilka miesięcy wyjmuje ze skrzynki taką karteczkę. Nie łudźmy się: to żadne „młode małżeństwo”, ale właśnie flipperzy, którzy szukają tanich mieszkań do kupienia. Wrzucają karteczki, bo wiedzą, że część starszych osób nie korzysta z internetu i nie ogłasza tam sprzedaży swoich mieszkań. Jeśli zaś wyjmą ulotkę, która sprawia wrażenie, że została napisana ręcznie, a do tego często towarzyszy jej jakiś rysunek uśmiechniętej rodziny, to jest szansa, że chcąc sprzedać mieszkanie, w pierwszej kolejności skontaktują się z „młodym małżeństwem”, a nie pośrednikiem nieruchomości.
Spekulacja czy uczciwy biznes?
We flipperskim biznesie podstawowa zasada mówi, że trzeba tanio kupić, niedrogo i szybko wyremontować i sprzedać bez sentymentów. Zaraz, zaraz, powie ktoś. Przecież handel ze swojej natury zakłada sprzedawanie towaru w cenie wyższej niż cena zakupu. I tak, to prawda, tyle że nieruchomości to jednak szczególny „towar”. Ta szczególność wynika z ograniczonej dostępności. Od kilkunastu miesięcy na rynek trafia znacznie mniej mieszkań niż wynika z zapotrzebowania. Popyt przewyższający podaż wpływa na podnoszenie cen. I wtedy wchodzą oni, flipperzy z gotówką. Rodzina posiłkująca się kredytem, którego udzielenie trwa co najmniej miesiąc, jest dla sprzedającego mniej atrakcyjna niż przedsiębiorca, który jest gotów na jutro umawiać się u notariusza.
Czy działalność flipperów nie niesie za sobą żadnych korzyści? Nie potępiałabym ich w czambuł: doceniam, że biorą się za remonty bardzo zniszczonych mieszkań, których być może nie podjęliby się kupujący nie zajmujący się na co dzień nieruchomościami. W ten sposób flipperzy przywracają na rynek sprzedaży mieszkania, wydawałoby się, bez potencjału. Nie zmienia to faktu, że nie chciałabym kupić mieszkania od flippera, bo bałabym się jakości wykonania remontu i użytych materiałów. Mieszkanie to zakup na lata i czasem naprawdę nie należy się zgadzać na półśrodki.
Flipper, czyli kto?
Cały czas mówię o flipperach – czyli właściwie o kim? Nikt nie przeprowadził jeszcze odpowiednio zakrojonych badań, więc mamy za mało danych, by stworzyć obraz typowego flippera. Nie wiemy nawet, ilu ich działa w Polsce. Na pewno jest to grupa niejednorodna: w braku ostrej definicji flipperem możemy nazwać każdego, kto w swoim życiu kupił dwa czy trzy mieszkania i odsprzedał je po remoncie. Dla wielu osób jest to zajęcie dodatkowe: kupują za oszczędności mieszkanie, remontują, często samodzielnie i sprzedają. Można o nich powiedzieć, że podejmują ryzyko finansowe, bo na wiele miesięcy zamrażają gotówkę i nie mają gwarancji, że zarobią tyle, ile sobie założyli.
Po drugiej stronie są profesjonalni flipperzy, którzy są w stanie kupić po kilkadziesiąt mieszkań rocznie (często w niższej cenie, bo za pomocą karteczek z rysunkami uśmiechniętej rodziny potrafią przekonać do sprzedaży starszych właścicieli), wyremontować je z pomocą na stałe współpracujących ekip remontowych i szybko wprowadzić na rynek. Jeśli okaże się, że z powodu nowego podatku, który zaproponuje Lewica – a którego przyszłość wcale nie jest pewna, bo do pomysłu będzie musiała przekonać koalicjantów – robiący największe obroty flipperzy wyjadą za granicę, to naprawdę mało kto po nich zapłacze. Tylko Ryszard Petru jeszcze tego nie zrozumiał.