Niedźwiedź Wojtek w obozie na Bliskim WschodzieWikimedia
Starożytni wykorzystywali słonie bojowe, armia radziecka prowadziła eksperymenty z bojowymi delfinami, a francuskie gołębie były bohaterami pierwszej wojny światowej. Niedźwiedź bojowy to jednak polska domena, a samiec Wojtek doszedł w polskiej armii do stopnia kaprala.
Niedźwiedź Wojtek to zasłużony bohater polskiej armii
I – umówmy się – zasłużenie. Wojtek bowiem oddał wielkie zasługi polskim oddziałom podczas bitwy o Monte Cassino – bitwy w dziejach polskiego oręża niezwykle znaczącej i symbolicznej.
Ktoś mógłby sobie teraz wyobrażać, że Polacy używali niedźwiedzia niczym bojowego słonia i spuszczając go z łańcucha, siali zniszczenie w szeregach wroga niczym w filmie „Złoty kompas”. Nic bardziej mylnego. Wojtek miał inne zadanie, dużo trudniejsze i bardziej odpowiedzialne.
Do jakiego gatunku należał niedźwiedź Wojtek?
Niedźwiedź brunatny występuje na wielkich obszarach Eurazji i Ameryki Północnej, gdzie tworzy szereg podgatunków takich jak grizli (niedźwiedź szary), niedźwiedź błękitny (tybetański), kodiak (niedźwiedź z Alaski, największy), niedźwiedź himalajski i inne. Jednym z nich jest niedźwiedź syryjski, który w naturze występuje w Turcji, na Bliskim Wschodzie, Kaukazie, Turkmenistanie czy Iranie. I właśnie w Iranie polscy żołnierze spotkali Wojtka.
Armia Andersa ewakuowała się wtedy z ZSRR, gdzie w 1942 r. spełzła na niczym koncepcja stworzenia polskich jednostek i użycia ich u boku Armii Czerwonej. Polskie oddziały weszły do Iranu i tamtędy dotarły na Bliski Wschód. Podczas wędrówki przez północny Iran napotkały chłopca, który miał ze sobą niedużego niedźwiadka. Twierdził, że to sierota, a jego matka została zastrzelona.
Niedźwiadek tak zachwycił 18-letnią wtedy Irenę Bokiewicz, że namówiła porucznika Anatola Tarnowieckiego, by jej go kupił. Chłopiec dostał zapłatę i niedźwiedź trafił do Armii Andersa, szybko stając się ulubieńcem II Korpusu Polskiego.
Niedźwiedź Wojtek w 1942 rokuImperial War MuseumWikimedia
W sierpniu 1942 r. przydziałem rosnącego jak na drożdżach niedźwiadka stała się 22. Kompania Zaopatrywania Artylerii. Rósł na mleku podawanym mu za pomocą szmatki skręconej w prowizoryczny smoczek. Przeszedł z kompanią szlak bojowy przez Iran, Irak, Syrię, Palestynę, Egipt i wreszcie wraz z nią został przetransportowany do Włoch, gdzie latem 1943 r. otwarty został nowy front w Europie.
Wojska brytyjskie i amerykańskie, wspierane przez koalicję oddziałów kanadyjskich, australijskich, nowozelandzkich, indyjskich, południowoafrykańskich, francuskich, greckich, polskich, a nawet brazylijskich, ruszyły przez Półwysep Apeniński na północ, ku Linii Gustawa, której istotnym punktem był klasztor na Monte Cassino.
Wielokrotne próby zdobycia wzgórza przez wojska różnych narodowości kończyły się niepowodzeniem i dopiero polski atak przyniósł sukces. 18 maja 1944 r. plutonowy Emil Czech zagrał na szczycie hejnał mariacki, obwieszczając zdobycie Monte Cassino.
Niedźwiedź, który się kulom nie kłaniał
Jaka była w tym rola niedźwiedzia? Istotna. Potężny już wtedy i silny Wojtek, odchowany na diecie z miodu, marmolady, owoców, a także… piwa, doszedł do wagi ćwierć tony. Miał wielkie zaufanie do ludzi, nie bał się ich i spał z żołnierzami w namiotach oraz uwielbiał jeździć w szoferce ciężarówki.
W polskiej kompanii jego siłę wykorzystano w niezwykły sposób. Przenosił ciężkie skrzynie z amunicją, czego ponoć nauczył się sam, bez tresury. Obserwował jak żołnierze szeroko rozkładają ręce, by unieść skrzynie i sam robił to samo. Przy czym on potrafił dostarczyć ładunek o wiele cięższy niż ludzie. Nigdy nie skrewił, nie upuścił skrzyni, nie spowodował eksplozji czy innej katastrofy. A sprawnie dostarczana amunicja miała kolosalne znaczenie w trakcie bitwy o Monte Cassino.
Każdy kurs z pociskami był ryzykowny, a niedźwiedź musiał ich wykonać mniej, ponieważ mógł unieść większy ciężar. Nic dziwnego, że okrył się sławą, a 22. Kompania Zaopatrywania Artylerii przyjęła nowy herb – niedźwiedzia niosącego amunicję.
Herb 22. Kompanii Zaopatrywania ArtyleriiWikimedia
Wojtek był tak sławny, że gdy jako kombatant wojenny trafił do Wielkiej Brytanii, wszyscy chcieli mieć z nim zdjęcie, rzucić mu smakołyk czy pogłaskać. To jednak jedna strona medalu, a drugą była polityka. Ona dopadła Wojtka z całą mocą.
Niedźwiedź Wojtek trafił do zoo
Los wielu polskich żołnierzy walczących u boku Brytyjczyków podczas drugiej wojny światowej był po jej zakończeniu nie do pozazdroszczenia. Do kraju nie mogli wrócić, w Wielkiej Brytanii ich już nie chciano. To samo dotyczyło kaprala Wojtka.
Zdemobilizowani polscy żołnierze rozjeżdżali się po świecie, a Wojtka zdecydowało się przyjąć zoo w Edynburgu w Szkocji. Jego dyrektor zapewniał, że otoczy zwierzę opieką i nie odda go nikomu bez zgody dowódcy kompanii. Słowa w zasadzie dotrzymał. W zasadzie…
W lutym 1959 r. na łamach „Przekroju” zostało bowiem opublikowane zdjęcie niedźwiedzia Wojtka z edynburskiego zoo. Zdjęcie przerażające, bowiem wielki niedźwiedź gnieździł się w niedużej klatce o powierzchni dziesięciu metrów kwadratowych.
Pomnik kaprala Wojtka w EdynburguScotch MistWikimedia
To zdjęcie zrobiło w Polsce wielkie wrażenie. Władze Polski Ludowej zamierzały ściągnąć Wojtka do Polski, jednocześnie pokazując w prasie jak traktuje się na Zachodzie zasłużone zwierzę. Miało się tym zająć Poznańskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami wraz ze ZBOWiD. Edynburskie zoo może nawet zgodziłoby się na transport niedźwiedzia do Polski, gotowej stworzyć dla niego duży wybieg w ogrodzie zoologicznym jako symbol bitwy o Monte Cassino, otaczanej kultem.
Jak czytamy na stronie IPN, dowódca kompanii mjr Antoni Chełkowski, któremu zoo w Edynburgu dało słowo, że bez jego zgody niedźwiedzia nie odda, miał powiedzieć, że „reżimowy rząd warszawski stara się ze wszystkich sił sprowadzić niedźwiedzia do Polski, a zatem on jako szczery emigrant nie może oddać tak cennego symbolu komunistom„.
Czy wielka polityka i starcie Zachodu z blokiem komunistycznym były jedyną przeszkodą w przewiezieniu Wojtka do Polski? Tego do końca nie wiadomo. Nie był on też w zbyt dobrej formie fizycznej i psychicznej. Gdy zakończył życie w 1963 r., po 16 latach tkwienia w swej małej klatce, był w fatalnej kondycji, co potwierdzają świadkowie. Osowiały, przybity, bez ochoty do życia. Aileen Orr podaje nawet w swej książce, że schorowanego niedźwiedzia uśpiono.