Nowe badanie, opublikowane właśnie w czasopiśmie „Nature Communications”, pokazuje, jak bardzo zmienne prądy oceaniczne wpływają na stan wielkich szelfów lodowych Antarktyki.
Zrozumienie procesów wpływających na ich szybkie topnienie jest kluczowe, bo jeśli tylko dwa największe lodowce na wschodzie tego kontynentu przestaną istnieć, poziom globalnych mórz wzrośnie nawet o półtora metra.
Lodowce jak tama powstrzymująca wzrost poziomu morza
Szelfy lodowe Pine Island i Thwaites należą do najszybciej zmieniających się obszarów na Antarktydzie. Wielkie, spływające z lądu na powierzchnię oceanu jęzory lodu są szczególnie wrażliwe na ocieplenie wód oceanicznych, bo pozostają w stałym kontakcie z morską wodą. Jednocześnie oba te lodowce działają jak wielkie tamy, powstrzymujące osuwanie się w stronę morza znajdujących się za nimi lodowców.
Oba lodowce szybko niszczeją. Szacunki mówią, że lodowiec Pine Island może ulec rozpadowi przed końcem tej dekady. Pęknięcia przecinające szelf Thwaites mogą doprowadzić do jego ropadnięcia się jeszcze szybciej. Te dwa szelfy zawierają dość wody, by podnieść poziom mórz na całym świecie o 150 cm, ale to tylko początek problemów. Bo znajdujące się za nimi lodowce, dziś chronione przez szelfy przed topnieniem, zawierają tyle wody, że ich dezintegracja podniosłaby globalny poziom oceanu o kolejnych 5 metrów.
Międzynarodowy zespół naukowców pod kierunkiem Taewooka Parka i Yoshihiro Nakayamy z Koreańskiego Instytutu Badań Polarnych, Uniwersytetu Hokkaido i Uniwersytetu Narodowego w Seulu zastosował zaawansowane techniki modelowania oceanów, aby zbadać siły leżące u podstaw topnienia szelfów. Badanie podkreśla znaczącą rolę, jaką w napędzaniu procesu topnienia odgrywają interakcje między meandrującymi prądami oceanicznymi a dnem oceanu.
Prądy topią lodowce od spodu
Badanie skupiło się na roli warstwy ciepłej wody położonej pod lodowatymi wodami powierzchniowymi w topieniu szelfów lodowych od spodu. „Intensywność i trajektoria prądów oceanicznych otaczających szelfy lodowe bezpośrednio regulują napływ ciepłej wody, w zawiły sposób kształtując tempo ich topnienia” wyjaśnia Taewook. Pokazuje to znaczenie oceanów w zrozumieniu skutków zmian klimatycznych.
Naukowcy zwrócili uwagę na „głębokość termokliny”, czyli warstwy, gdzie stykają się cieplejsze wody głębokie i chłodniejsze wody powierzchniowe. Zmiany głębokości termokliny znacząco wpływają na napływ ciepłej wody w kierunku szelfów lodowych. Do tej pory uważano, że wzmożone wiatry zachodnie na północ od Morza Amundsena napędzają prądy oceaniczne wzdłuż szelfu, niosąc cieplejszą wodę w kierunku jego zagłębień. Zjawisko to jest szczególnie widoczne podczas zjawisk El Niño.
„Nasze odkrycia podważają tę przyjętą wiedzę” – twierdzi Nakayama. „Nasze badanie podkreśla, że wzajemne oddziaływanie pomiędzy meandrującymi prądami oceanicznymi a dnem oceanu wypycha wodę w górę, wprowadzając ciepłą wodę na płytsze głębokości. Następnie ta ciepła woda dociera do styku lodu z oceanem, przyspieszając topnienie szelfu lodowego. Mając to na uwadze, musimy ponownie ocenić czynniki powodujące utratę lodu na Antarktydzie, co może znacząco wpłynąć na przyszłe prognozy.”
Słowem – prognozy mówiące o zagrożeniu rozpadem szelfów trzeba będzie jeszcze raz przeanalizować. Nie wiadomo jednak, czy uwzględnienie zjawisk zachodzących w głębinach sprawi, że wizje przyszłości staną się bardziej optymistyczne, czy przeciwnie – możemy spodziewać się, że lodowce rozpadną się jeszcze szybciej.
Smutne odkrycie Polaków. Lodowce uwalniają groźne metalePolsat News