Komisja 16 kwietnia zadawała liczne pytania Pawłowi Skórze, który obejmował stanowisko dyrektorskie w PP w latach 2019-2020. Całe przesłuchanie trwało kilka godzin. Tego samego dnia wezwano również Łukasza Szumowskiego, byłego ministra zdrowia.
Dyrektor IT w PP opisywał proces przygotowywania tzw. wyborów kopertowych od strony informatycznej. Z jego opisu wynika, że w pewnym momencie jasne było, iż zorganizowanie takich wyborów będzie wiązało się z ryzykiem, które zostało następnie pieczołowicie określone we wniosku. Jak wyjaśniał, ryzyko istnieje zawsze. Dokument otrzymał wkrótce zarząd spółki.
„To jest po prostu szokujące”
– Prezes Zdzikot [prezes PP w latach 2020-2022 – red.] powiedział na zarządzie, że wniosek jest źle przygotowany, bo zawiera ryzyka (…) dla zarządu, związane z realizacją i nie może go przyjąć – powiedział były pracownik PP. Członkini komisji Małgorzata Filiks, posłanka Koalicji Obywatelskiej dopytywała. – Czyli członkowie zarządu nie chcieli przy podejmowaniu decyzji wiedzieć, jakie są z tym procesem związane ryzyka?
Skóra przyznał, że zarząd miał ich świadomość. – Wiedzieli, ale nie chcieli podjąć uchwały w tej sprawie. Uznali, że poziom ryzyk w tym momencie jest zbyt wysoki, więc poprosili o (…) przygotowanie wniosków w innym terminie – zaznaczył. Filiks zapytała wprost, czy zarząd liczył, że ryzyka zwyczajnie „znikną”. – Jak się projekt realizuje, to im dalej w las, tym (…) jest łatwiej. Część ryzyk po prostu znika, bo się już zrealizowało część czynności – tłumaczył były dyrektor pionu IT.
– To jest niewiarygodne, co pan powiedział. Nie umiem sobie w ogóle czegoś takiego wyobrazić. To jest po prostu szokujące. (…) Zarząd, który powinien być przede wszystkim zainteresowany tym, żeby być świadomy i mieć wiedzę, jakie są ryzyka, z którymi będzie musiał się liczyć, chce sobie przyjąć dokument, w którym znikają ryzyka, tak jakby nie istniały? – pytała dalej posłanka KO.
„Praktyka rynkowa taka jest”…
Skóra wyjaśnił, że zarząd chciał, by ryzyka we wniosku nie były wyszczególnione, lub zostały zmitygowane. – Dostaliśmy jasną informację, że na ten moment nie są [zarząd – red.] w stanie podjąć uchwały o zaciągnięciu zobowiązania. Też zarząd pewnie się bał w tej sytuacji zaciągania zobowiązań, jak nie było jeszcze ustawy. Było tylko polecenie premiera i było duże ryzyko, czy dostaniemy za to wynagrodzenie, bo nie było umowy z MAP-em na wykonanie tych usług. Nie było zagwarantowanej części formalnej realizacji umowy i tego, że dostaniemy za to jakiekolwiek wynagrodzenie – podkreślił.
Filiks dopytała przesłuchiwanego, czy słyszał o przypadkach osób w firmie, które – jak Skóra – zostały zwolnione/odsunięte w podobnej sytuacji. – Czy widział pan wcześniej w PP takie sytuacje, które dotknęły m.in. pana, czy poprzedniego prezesa, że przychodzi jakiś pracownik i informuje swojego przełożonego w sposób merytoryczny o ryzykach, bądź odmawia wykonania decyzji, co do której uważa, tak jak pan uznał, że jest niezgodna z prawem, bądź nie tak powinien proces wyglądać, że taką osobę potem zwolniono, odsunięto i wzięto na to samo stanowisko kogoś, kto bez względu na wszystko – po prostu zamknie oczy i wykona decyzję? To był standard? – zastanawiała się.
– Praktyka rynkowa taka jest. Tak działają instytucje publiczne – odpowiedział Skóra, nerwowo uśmiechając się. Dodał, że są dwie strony – czysto prawna i dot. struktury organizacyjnej. W przypadku pierwszej pracownik musi stosować się po prostu do zapisów Kodeksu pracy. – Z nierealizowaniem poleceń przełożonego wiążą się kwestie dyscyplinarne. Wystarczy spojrzeć na historię dyrektorów IT Poczty Polskiej i zobaczyć, jak długo dyrektorzy urzędowali w tej instytucji, czy innych jednostkach PP – wskazał.
Po 28 kwietnia miał jedynie odbierać telefony i stawiać na wezwanie
Warto dodać, że w późniejszym okresie dyrektor – choć pozostał w firmie – został odsunięty od projektu. Co robił od 28 kwietnia? Takie pytanie zadała mu członkini komisji śledczej. – Co pan robił w pracy przez te wszystkie miesiące, jeśli miał pan zakaz wykonywania obowiązków wynikających z zatrudnienia? – zastanawiała się.
– Miałem cztery godziny, by stawić się na wezwanie do budynku Poczty [w umowie – red.]. Byłem wezwany chyba raz. Miałem też obowiązek odpowiadać na telefony – wyjaśnił. Na pytanie, czy pobierał wynagrodzenie w tym czasie, odpowiedział: „tak”.
– Pan się porządnie przygotował do pracy – przygotował cały proces, by bezpiecznie przebiegał – ale nikogo to nie interesowało. Potem przygotował pan wniosek dla zarządu, ale zarządu nie interesował ten wniosek, bo były tam opisane ryzyka – podsumowała na koniec Filiks, by przejść do kolejnych pytań.