Niektóre terminy meteorologiczne mogą brzmieć groźnie. Pierwszym przykładem z brzegu jest cyklon, kojarzony przede wszystkim z silnymi, niszczycielskimi wiatrami, które zrywają dachy, wyrywają drzewa, powodują podtopienia i wiele innych szkód. W rzeczywistości jest tu mowa o cyklonie tropikalnym, który rzeczywiście jest ogromnym wirem powietrza o średnicy często przekraczającej 300 km. Ale ma on wiele lokalnych nazw: w Stanach Zjednoczonych będzie huraganem, na Filipinach – baguio, we wschodniej i południowo-wschodniej Azji – tajfunem, a w Australii – willy-willy. „Zwykły” cyklon to po prostu ośrodek niskiego ciśnienia (niż). Owszem, z jego nadejściem wiążą się pewne zjawiska, takie jak choćby deszcz, czy senność u bardziej wrażliwych osób.
Antycyklon, choć również może brzmieć złowieszczo, jest określeniem obszaru o wyższym ciśnieniu atmosferycznym w jego centrum w porównaniu z otoczeniem. Powietrze w antycyklonie opada w kierunku ziemi i rozchodzi się promieniście w kierunku niżu, ulegając zakrzywieniu z powodu siły Coriolisa. W wyżach, a przede wszystkim ich centralnych częściach wiatr jest słaby. Poruszają się wolniej niż układy niżowe. Przynoszą ładną pogodę, często bezchmurną, dlatego za dnia powierzchnia terenu może mocniej się nagrzać, a nocą ciepło szybciej ulegnie wypromieniowaniu, co może oznaczać duże różnice temperatury w ciągu dnia (duże dobowe amplitudy temperatury).
Latem długo utrzymujący się wyż może wiązać się z suszą, późną jesienią powoduje pochmurną i mglistą aurę, a zimą przynosi niskie (nawet ekstremalnie niskie) temperatury. Zimą rzeczywiście może być groźny z powodu występującej przy nim inwersji temperatury – temperatura rośnie wraz z wysokością. Tworzy się wówczas warstwa, która blokuje pionowy ruch powietrza. Gdy dodatkowo są źródła zanieczyszczające powietrze i większa wilgotność, może wystąpić smog.