W niedzielę 24 marca Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych RP poinformowało, że doszło do naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej przez jedną z rakiet manewrujących, która została wystrzelona przez lotnictwo dalekiego zasięgu Federacji Rosyjskiej.
W związku z incydentem Ministerstwo Spraw Zagranicznych wezwało rosyjskiego ambasadora, by wręczyć mu notę protestacyjną. Siergiej Andriejew zignorował jednak wezwanie i nie pojawił się w siedzibie resortu.
Siergiej Andriejew wyjechał z Polski. „Wiedział, że zostanie zrugany”
Do sprawy odniósł się w Programie I Polskiego Radia wiceszef MSZ, Andrzej Szejna.
– Pan ambasador został wezwany do MSZ zgodnie z konwencją wiedeńską. Pocisk, który wtargnął na terytorium Polski – to sytuacja, która nie może mieć miejsca. (Ambasador – red.) nie przybył. W mojej ocenie dlatego, że wiedział, że zostanie zrugany przez ministra Sikorskiego. To dla mnie efekt dezercji. Tak dyplomata się nie zachowuje – mówił.
Dodał, że gdy takie zachowanie zostało krytykowane przez świat dyplomatyczny, Andriejew postanowił wyjechać do Moskwy. Zapytany o to, co będzie dalej, zwrócił uwagę na przekonania Rosji dotyczące Zachodu.
– Rosja uważa, że Zachód, Polska i NATO prowadzi przeciwko niej wojnę. Wiec jest to ambasador, który jest izolowany. Nie jest zapraszany, po prostu siedzi w swojej ambasadzie. Nic nie będzie, trudno się przejmować człowiekiem, który nic nie może – skwitował Andrzej Szejna.
Wcześniej wicepremier Krzysztof Gawkowski zapewnił, że zachowanie Andriejewa już dawno mogło doprowadzić do wydalenia go z Polski, ale to nie jest dobry czas na taki ruch. – Jakieś relacje trzeba utrzymywać. (…) Polska nie zaognia sytuacji z Rosją. Jest odpowiedzialnym partnerem, który jak dzieją się takie rzeczy jak wlot rakiety, umie sięgnąć po dyplomatyczne argumenty – podsumował Krzysztof Gawkowski.
Rzecznik MSZ Paweł Wroński zapewnił wcześniej, że mimo uniku ambasadora nota i tak dotrze do strony rosyjskiej.