Po wyborach samorządowych nastroje w Koalicji Obywatelskiej i Lewicy są diametralnie różne. Pierwsza z formacji ma poczucie wyraźnego niedosytu, ale przy wyniku 30,59 proc. i tak znacząco powiększyła swój stan posiadania względem poprzedniej kadencji. Łącznie rządzić albo współrządzić może nawet w 12 sejmikach wojewódzkich. W Lewicy po wyborach panuje smuta. Wynik 6,32 proc. – najgorszy spośród partii obecnych w parlamencie – jest mizerny, chociaż spodziewany, a ze skromnej reprezentacji 11 radnych sejmikowych w nowej kadencji Lewicy zostanie tylko osiem mandatów.
Mandaty ważniejsze od symboliki
Mówi doświadczony samorządowiec Platformy: – Gdybyśmy wystartowali z Lewicą, pokonalibyśmy PiS, ale kierownik zdecydował inaczej. Szkoda, bo była duża szansa, żeby wygrać te wybory w sposób oczywisty i dobić PiS. A tak pozwoliliśmy im wyjść z kryzysu.
Również po stronie Lewicy brak wyborczego sojuszu z Koalicją Obywatelską jest wskazywany jako główna przyczyna niezrealizowania postawionych przed partią celów. – Upadek koncepcji koalicji z KO odcisnął duże piętno i na kampanii, i na listach. Gdybyśmy startowali wspólnie, wygralibyśmy z PiS-em, wprowadzilibyśmy więcej radnych sejmikowych, nie byłoby żadnego poczucia porażka po stronie Koalicji 15 Października – tak sytuację w rozmowie z Interią oceniła jedna z osób ze ścisłych władz Nowej Lewicy.
Co ciekawe, nauczka z wyborów samorządowych nie skłoniła Koalicji Obywatelskiej do zmiany planów i startu w wyborach do Parlamentu Europejskiego razem z Lewicą. Nasi rozmówcy z KO wspominają, że w 2019 roku wzięcie na pokład SLD okazało się błędem. Wprowadzeni przez nich do PE europosłowie zasilili frakcję Socjalistów i Demokratów, a nie Europejskiej Partii Ludowej, do której od lat należy Platforma.
Donald nie jest handlarzem, tylko ideowcem. On nie będzie skupiać się na wyciągnięciu jednego czy drugiego nazwiska z Lewicy, tylko na przejęciu programu i elektoratu
~ Polityk Platformy Obywatelskiej w rozmowie z Interią
– Nie warto oddawać dobrych miejsc po to, żeby paru komentatorów podnieciło się, że jest sojusz Lewicy i KO. Wszyscy zapomną o tym po kilku dniach, a koniec końców to my będziemy na tym stratni – tłumaczy nam doświadczony polityk Platformy. I dodaje: – Mandaty są dużo ważniejsze niż wrażenie i poklepywanie po plecach. Musimy być pragmatyczni, a nie symboliczni.
Anegdotycznie przypomina sytuację z kampanii parlamentarnej w 2023 roku i plotki o możliwym wspólnym starcie KO i Lewicy. Jak mówi nasz rozmówca, formacji Donalda Tuska jasno wychodziło z badań, że taki wariant jest dla nich nieopłacalny, a w partii najgłośniej protestowali przeciwko niemu… dawni ludzie lewicy. – Teraz po prostu kontynuujemy obraną linię – najpierw przejęliśmy postulaty, teraz przejmujemy elektorat, a na końcu mogą się pojawić jakieś transfery, ale to będzie kosmetyka, a nie szalupa ratunkowa – stwierdza nasz rozmówca.
Zjeść Lewicę, ale inaczej niż Nowoczesną
Powyższe słowa jednego z naszych źródeł oddają istotę sprawy. W Platformie i całej Koalicji Obywatelskiej jest dzisiaj bardzo konkretne spojrzenie na Lewicę: to pozycja w menu. A skoro tak, to jaki jest sens startować wspólnie i podawać tlen partii, którą – takie są zamierzenia – przy utrzymaniu obecnego spadkowego trendu do końca kadencji będzie można w ten bądź inny sposób wchłonąć?
– Celem jest zbudowanie silnej Platformy, niekoniecznie z ludźmi Lewicy – nie owija w bawełnę inny z naszych rozmówców z Platformy. – Lepszą wersją są nasi ludzie, ale z elementami ich programu i mówiący do ich elektoratu. Donald nie jest handlarzem, tylko ideowcem. On nie będzie skupiać się na wyciągnięciu jednego czy drugiego nazwiska z Lewicy, tylko na przejęciu programu i elektoratu – rozrysowuje nam plan działania PO.
Kolejne z naszych źródeł, wieloletni polityk Platformy, potwierdza taki scenariusz. – Donald chce zatopić Lewicę, to oczywiste. Jest wysoce wykwalifikowanym politycznym zabójcą – wymownie ujmuje sprawę nasz rozmówca. – Ale na pewno nie chce wcielać całej Lewicy do KO, tylko zabrać im wszystko, zatopić cały projekt – zaznacza.
Nasi rozmówcy z KO zaznaczają, że Lewica nie podzieli losu Nowoczesnej, którą Grzegorz Schetyna rozmontowywał kawałek po kawałku, zaczynając od transferów posłów i posłanek, aż uczynił z niej przystawkę Platformy. Jak słyszymy w PO, dla większości polityków i polityczek obecnej Lewicy nie ma miejsca w PO. – My z lewicy wyjęliśmy już to, co było do wyjęcia. Jeśli w tej kadencji będą transfery, to pojedyncze, a na pewno nie hurtowe – przewiduje dobrze zorientowany polityk Platformy.
W Lewicy wszyscy są doskonale świadomi, że wybory samorządowe obnażyły słabość formacji, postawiły jej przyszłość pod sporym znakiem zapytania i naraziły ją na coraz poważniejsze zakusy Koalicji Obywatelskiej. – Wiele osób obawia się, że to początek konsumpcji Lewicy przez KO. Zresztą takie obawy towarzyszyły nam od początku przy wejściu do rządu – zdradziła nam przed kilkoma dniami osoba zbliżona do kierownictwa Nowej Lewicy.
Czy Nowa Lewica będzie w stanie przeciwstawić się planom Koalicji Obywatelskiej? W tym momencie nikt w partii nie jest w stanie tego przewidzieć. Prominentni politycy Nowej Lewicy, z którymi rozmawiała Interia, przyznają wprost, że wszystko zależy od wyniku w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Nowa Lewica planuje pójść do nich w koalicji z Razem, Unią Pracy i Polską Partią Socjalistyczną.
Zadowalający wynik i przynajmniej utrzymanie obecnego stanu posiadania – partia ma obecnie siedmiu europosłów, przy czym tylko czwórka to politycy Nowej Lewicy – zapewni chwilę oddechu i możliwość przegrupowania na dalszą część kadencji parlamentu. Kolejny wynik poniżej oczekiwań i utrata wpływów także w Brukseli rozpocznie w Nowej Lewicy wsteczne odliczanie.