Kilka, kilkanaście, a nawet ponad 60 pociągów bywa dziennie odwoływanych w województwie lubuskim. Nie jadą całkiem lub wycofywane są z jakiegoś odcinka. To, czy połączenie zostanie zrealizowane, czy nie, jest loterią. Zaskakiwani są pasażerowie na trasach takich, jak Kostrzyn – Krzyż, Zielona Góra – Małomice czy Gorzów Wielkopolski – Zbąszynek – Zielona Góra. Cierpią także mieszkańcy m.in. Żagania, Węglińca, Ruszowa oraz dolnośląskiego Głogowa i planujący odwiedzić niemieckie miasta: Frankfurt nad Odrą, Chociebuż, Goerlitz albo Guben.
Za organizację lokalnej kolei odpowiadają rządzący województwami. To marszałkowscy urzędnicy decydują, ile pociągów w dobie pojedzie na danej trasie, wykładają na to pieniądze z budżetu, mogą też przekazać tabor. Niekiedy podróżnych wożą samorządowe spółki, jak Koleje Mazowieckie czy Koleje Wielkopolskie. W Lubuskiem zajmuje się tym Polregio, którego większościowym właścicielem jest rządowa Agencja Rozwoju Przemysłu, a pozostałe udziały rozdzielone są między 16 urzędów marszałkowskich.
/
Dramat na kolei, lotnictwo ma się dobrze. Władze: Nie należy łączyć tych zagadnień
Przyczyny lubuskich problemów są złożone, ale na pierwszy plan wychodzi niewystarczająca liczba pociągów, przede wszystkim spalinowych. W regionie są niezelektryfikowane szlaki, a jeden z nich prowadzi ze Zbąszynka do Gorzowa. Polregio próbuje się ratować, wypożyczając szynowe pojazdy od prywatnego przewoźnika, ale sytuacji na razie nie udało się w pełni uzdrowić. – Część odwołań jest również związanych z brakiem pracowników – precyzuje w rozmowie z Interią Paweł Kozłowski, rzecznik lubuskiego Urzędu Marszałkowskiego.
Lepiej ma się lotnictwo. Regionalne władze dopłacają do wszystkich rejsów z lotniska Zielona Góra-Babimost. Jak ustalił „Rynek Lotniczy”, na same loty do Egiptu zamierzają przeznaczyć 5,5 mln zł, niecały milion na rotacje do i z albańskiej Tirany, a 12,9 mln zł przekazały PLL LOT, by w 2024 roku utrzymać połączenie z Warszawą. Dzieje się tak, mimo że z Zielonej Góry dziennie odjeżdżają trzy bezpośrednie pociągi do stolicy.
Po co te lotnicze wydatki? Oficjalnie chodzi o „promocję regionu”. Tymczasem pasażerowie kolei zostają na peronach albo jeżdżą podstawionymi autobusami.
/
Paweł Kozłowski uważa, że władze województwa „nigdy nie ograniczały środków przeznaczonych na kolej na rzecz połączeń lotniczych” i z tego względu nie należy łączyć tych zagadnień. – W 2023 roku dotacja na przewozy kolejowe wynosiła 117,6 mln zł. W uchwale budżetowej na 2024 rok jest zapisana kwota 135,9 mln zł. Środki budżetowe skierowane na kolej wzrastają każdego roku – zapewnia.
Jak dodaje, problemy związane z utrzymaniem taboru przez Polregio „nie wynikają z braku pieniędzy, lecz z przyczyn organizacyjnych oraz częściowo rynkowych”, w tym wydłużonego oczekiwania na części zamienne. Raporty, gdzie tym razem odwołano pociągi, publikują autorzy strony „Czy ZKA w Lubuskim dziś wyjechało?” (ZKA oznacza zastępczą komunikację autobusową). Opisują, że „istnym rollercoasterem” jest zwłaszcza stacja Zbąszynek.
Pięciotysięczne miasteczko to istotny punkt na kolejowej mapie, ponieważ biegnie przez nie szlak z Warszawy do Kunowic przy granicy z Niemcami, ponadto rozpoczynają się tam linie do Gubina i Gorzowa. Zbąszynek od lotniska Babimost dzieli 16 kilometrów.
/
Portal Pasażera podaje: Jest komunikacja zastępcza. „Często jest nią następny pociąg”
Węzeł w Zbąszynku jest miejscem przesiadek – pod warunkiem, iż w ogóle dochodzą one do skutku. – Raz spalinowy szynobus z Gorzowa pokonuje całą trasę do Zielonej Góry, raz zmieniany jest w trakcie na jednostkę elektryczną, a niekiedy jedzie się autobusem do Zbąszynka i tam wsiada do EZT-a (elektryczny zespół trakcyjny – red.) – mówią Interii autorzy facebookowej witryny.
Zaznaczają, że niekiedy wszystkie pociągi Polregio ze Zbąszynka do Gorzowa w dobie są odwołane. Wtedy na tej trasie jeździ wyłącznie PKP Intercity, którego zasadniczym zadaniem są przewozy dalekobieżne, a nie między pobliskimi miejscowościami.
/
W ocenie twórców „Czy ZKA w Lubuskim…” prościej jest dojechać do Zielonej Góry oraz Zbąszynka przez Kostrzyn i Rzepin. To bardziej stabilne połączenie, gdyż „na zastępczy autobus można czekać nawet kilka godzin”. – Co więcej, trudno nie spotkać sytuacji, gdy w aplikacji Portal Pasażera (zarządzają nią PKP PLK – red.) jest wpisane, że wprowadzono zastępczą komunikację, ale faktycznie jest nią kolejny pociąg. Ryzykujemy tezę, że dla trzech czwartych odwołanych połączeń nie ma ZKA – wyliczają.
/
Z ich obliczeń wynika, że od Nowego Roku w Lubuskiem odwołano co najmniej 584 pociągi. Uznałem, że o stanie tamtejszej kolei przekonam się na własnej skórze. W środę o ósmej rano wysiadłem z pociągu EIC „Berlin-Warszawa-Express” w Zbąszynku. Działa tam poczekalnia, ale kasa biletowa – od 2020 roku – już nie.
Oko na tory i opustoszałe nieco perony ma dyżurny ruchu. On i jego zmiennicy mieli chyba dość ciągłych pytań, co z odwołanymi połączeniami, bo na drzwiach do ich pomieszczenia wiszą kategoryczne ostrzeżenia: „Zakaz wstępu”, „Nie udziela się informacji o rozkładzie jazdy pociągów (i wiele wykrzykników)”.
/
Pociąg miał cofnąć się w czasie? W Zielonej Górze odjazd wcześniej niż przyjazd
Na stacji stała wymazana sprayem, stara jednostka Polregio, której maszynista szykował się w trasę do Rzepina. Ja jednak za 19 złotych kupiłem bilet do Zielonej Góry, podobnie jak dwie panie stojące pod wiatą. – Dojedziemy dzisiaj na miejsce? Bo ostatnio tyle odwołują… – zagadnąłem, na co jedna z pasażerek – nieco zdziwiona – zapytała, czy coś poważnego się stało. Druga wiedziała o lubuskich problemach transportowych. Jej koleżanka usiłowała ostatnio dostać się do Gorzowa i jej plany spaliły na panewce.
/
Mieliśmy szczęście, bo nowy pociąg w barwach i z hasłem promocyjnym województwa lubuskiego zjawił się punktualnie. W środku tłumu nie było, wolnych miejsc do wyboru miałem sporo. Godzinna przejażdżka przebiegła spokojnie, głos informacji pasażerskiej instruował po polsku i niemiecku, a do Zielonej Góry wjechaliśmy z ledwie dwuminutowym opóźnieniem. Pytanie, na ile planowe było to, co wydarzyło się po chwili.
/
Zanim na końcowej stacji wszyscy zdążyli wysiąść, do pojazdu zaczęli wchodzić inni pasażerowie, a obsługa w tym czasie uwijała się jak w mrowisku. Wyświetlacz na pociągu nadal pokazywał kierunek Zielona Góra, lecz peronowa tablica wskazywała, że o 9:56 odjedzie on w stronę Gorzowa Wielkopolskiego. Zauważmy, iż ten kurs realizował skład, który właśnie opuściłem. I tu zaskoczenie, bo rozkład jazdy przewiduje, że planowy przyjazd miał być o 9:57.
/
„Kłodawka” z nawet dwugodzinnym opóźnieniem. To efekt domina
Czy kolejarze założyli, że zegarki się cofną? Raczej wiedzieli, że kurs do Gorzowa rozpocznie się około 10 minut później niż w rozpisce odjazdów, bo maszynista musiał jeszcze zmienić kabinę i sprawdzić, czy hamulce działają prawidłowo. Takie „zmyślone obiegi”, czyli listy połączeń obsługiwanych przez dany skład, których nie da się zrealizować bez spóźnienia albo zakrzywiania czasoprzestrzeni, to – jak uważają autorzy „Czy ZKA w Lubuskim…” – norma w tym województwie.
/
Ich zdaniem Polregio „próbuje łatać, czym się da”, aby połączenie zostało zrealizowane, jednak „to za mało”. Jako przykład podają pociąg „Kłodawka” z Kostrzyna do Poznania. Spostrzegli, że od 12 do 16 stycznia jeden skład posiadał taki obieg, że pasażerów o 9:00 z Kostrzyna miał zabierać pociąg planowo zjawiający się tam dopiero o 9:59. A planowo nie przyjeżdżał, bo i jego poprzedni kurs zaczynał się wcześniej od rozkładowej pory przyjazdu.
Opóźnienia rosły niczym lawina. – „Zmyślony obieg” spowodował, że 13 i 15 stycznia „Kłodawka” miała 115 minut spóźnienia, a 14 stycznia około 130 minut – wyliczają twórcy facebookowej witryny.
/
Wróćmy do Zielonej Góry. Poszedłem na spacer po okolicy głównej stacji, gdzie miasto próbuje uwydatniać swoje związki z szynowymi środkami transportu. W przydworcowym parku Kolejarza ustawiono prawie 60-letnią lokomotywę. Ale troszczyć się o nią raczej nie ma kto, bo z zewnątrz jest zdewastowana, a w środku urządzono koczowisko pełne śmieci i brudu.
/
W poszukiwaniu zastępczego autobusu. Trzeba mocno się spieszyć
Po przechadzce znów znalazłem się na dworcu, gdzie na boku jednego z szynowych pojazdów widniały uśmiechnięta buzia i prośba „Umyj mie” (pisownia oryginalna). Mój pociąg natomiast, relacji Zielona Góra – Gorzów Wielkopolski, szykował się już do trasy. Starszego typu jednostkę pokryto chuligańskim graffiti niemal na całej długości. Wewnątrz była zadbana, a o liftingu świadczyły m.in. dobry stan toalety oraz niezabrudzone pokrycia foteli. Miała jednak pantografy, a to dowodziło, że w Zbąszynku czeka mnie przesiadka.
/
Portal Pasażera ostrzegał, że „wprowadzono komunikację zastępczą” i „godziny przyjazdu oraz odjazdu mogą ulec zmianie„. Alert w aplikacji opublikowano około dwie godziny wcześniej, lecz stacyjne tablice całkiem milczały o ZKA. Gdy dotarłem do Zbąszynka, nie było żadnych komunikatów o sposobie dalszej jazdy, podobnie jak instrukcji, gdzie podstawiono zastępczy autobus. Przypadkowo napotkana na peronie kolejarka wytłumaczyła: – Musi pan pójść do przejścia podziemnego, w prawo, do góry i jeszcze raz w prawo.
/
Autobus stał na zatoczce nieopodal dworca. Złapałem go w ostatnim momencie, bo kierowca po chwili zamknął drzwi i ruszył z kilkunastoma osobami na pokładzie. Możliwe, że gdybym wcześniej zatrzymał się choć na pół minuty, odjechałby, zostawiając mnie w Zbąszynku.
/
Wycieczki po zakamarkach Lubuskiego. I pustki na dworcu w Gorzowie
Trasę zastępczej komunikacji wytyczono tak, aby zatrzymywać się jak najbliżej kolejowych stacji. Szosa często biegła jednak w sporej odległości od torów, dlatego szofer co rusz skręcał w boczne dróżki, także takie z kocimi łbami albo pełne kałuż. Stawał koło peronu, a następnie nawracał i z powrotem wjeżdżał na szosę. I tak do samego Gorzowa, z biletem za 33 złote.
/
Na miejsce dotarłem pół godziny później niż powinienem. Przy dworcu PKP trwała modernizacja, dlatego na peron wszedłem dopiero po ominięciu ogrodzeń i błotnistego parkingu. Było po 15:00, to godziny szczytu, a ferie w Lubuskiem zaplanowano dopiero na drugą połowę lutego. Mimo to stacja świeciła pustkami.
/
W dworcowej hali, nad kasami, wyświetlało się już, że następny pociąg, z którego chciałem skorzystać – 17:02 do Zbąszynka – odwołano na całej trasie. Z Gorzowa znów musiałem jechać autobusem, płacąc 24 złote, a tym razem przejażdżka połączona ze zwiedzaniem wiosek i miasteczek trwała dwie godziny. Pociąg pokonałby ten dystans w mniej więcej 90 minut.
/
Pod koniec „wycieczki” w autobusie byłem ja, śpiąca pasażerka, kierowca oraz konduktor Polregio. Ze Zbąszynka do stolicy zabrał mnie „Berlin-Warszawa-Express”, opóźniony ze względu na strajk kolejarzy w Niemczech.
Ile pociągów odwołano w Lubuskiem? Polregio: Za wcześnie na tak szczegółowe dane
Jak do sytuacji w Lubuskiem odnosi się Polregio? Zespół prasowy przewoźnika oszacował, że w ostatnich dniach „liczba odwołanych pociągów jest minimalizowana i jest ona poniżej 10 w dobie”.
„Wiąże się to z defektami pojazdów w trakcie realizowanej pracy czy wyniku zdarzeń losowych np. wypadek z udziałem człowieka, wypadek na przejeździe, potrącenie zwierzyny itp. W przypadku odwołanych połączeń uruchamiana jest komunikacja zastępcza, lub – na odcinkach np. z siecią trakcyjną – wystawiany jest tabor zastępczy w postaci EZT” – przekazał Interii.
/
Na pytanie, ile kursów w Lubuskiem nie zostało wykonane w zeszłym roku, a ile od początku stycznia, Polregio odparło, iż „trwa podsumowanie” i jest za wcześnie, by podawać tak szczegółowe dane. „Podejmowane są działania mające na celu, aby za każdy odwołany pociąg uruchomić transport zastępczy. Jedynie w sytuacjach nagłych np. wypadek mogą wystąpić trudności w tym zakresie, tj. na przykład brak dostępnych autobusów czy kierowców ad hoc” – zadeklarowało.
Spółka potwierdziła, że wprowadzane są niekiedy „zmyślone obiegi”, ale uściśliła, iż zdarza się to w „sytuacjach awaryjnych„. „Aby uniknąć odwołania pociągu to skracane są czasy przejść na stacjach zwrotnych, tzn. pociąg po przyjechaniu z danego obiegu przechodzi na inny obieg” – objaśniła.
/
Polregio zapytane, czy w rozwiązywaniu komunikacyjnych problemów może działać samo, a może decyzyjność leży po stronie władz regionu, odpowiedziało: „Odpowiadamy w pełni za tabor własny oraz w części za tabor przekazany z urzędu marszałkowskiego. W tym drugim przypadku jesteśmy odpowiedzialni za naprawy bieżące oraz przeglądy (…)”.
Jak dodało, duże przeglądy wymagające czasu „są realizowane przez właściciela pojazdów (czyli województwo – red.)”. „Obecnie sześć składów urzędu marszałkowskiego oraz trzy Polregio przechodzą przeglądy wyższego rzędu” – podsumował przewoźnik.
– Sytuacja na kolei ma ulec poprawie po sukcesywnych powrotach do ruchu pojazdów, które obecnie znajdują się w trakcie przeglądów okresowych i napraw. Ma to nastąpić najpóźniej do końca marca – deklaruje natomiast rzecznik Paweł Kozłowski.
Kontakt do autora: [email protected]