Azerbejdżan, który będzie gospodarzem najbliższego szczytu klimatycznego COP29, zapowiedział zwiększenie wydobycia gazu ziemnego o jedną trzecią. Ekolodzy potępili plany zwiększenia produkcji paliw kopalnych. Na ostatnim szczycie klimatycznym świat zgodził się odchodzić od ich spalania.
Nowe prognozy wskazują, że gospodarz Cop29 zwiększy swoją roczną produkcję gazu o około 12 miliardów metrów sześciennych gazu ziemnego w ciągu najbliższych 10 lat. Tymczasem najbliższa dekada ma być okresem kluczowym dla ograniczenia globalnego ocieplenia. Najważniejszym krokiem do tego celu ma być ograniczenie produkcji paliw kopalnych. Azerbejdżan robi coś dokładnie przeciwnego.
Kraj ten jest właścicielem jednego z największych złóż gazu na świecie. Według analizy Rystad Energy, pole gazowe Shah Deniz na Morzu Kaspijskim ma w ciągu najbliższych 10 lat wydobyć 411 mld metrów sześciennych gazu. Spowodowałoby to emisję 781 mln ton dwutlenku węgla. To niemal trzykrotnie więcej, niż wynoszą roczne emisje Polski.
Nie po raz pierwszy gospodarz szczytu klimatycznego jest oskarżany o prowadzenie działalności sprzecznej z celami porozumienia paryskiego. Zeszłoroczny COP, organizowany przez Zjednoczone Emiraty Arabskie, zaczął się od skandalu, gdy organizatorom zarzucono, że wykorzystują światową konferencję klimatyczną do podpisywania umów na eksport ropy i gazu. Z kolei podczas katowickiego szczytu COP24 w 2018 r. prezydent Andrzej Duda zapowiedział, że nasz kraj nie zamierza rezygnować z węgla.
Prognozy dotyczące wydobycia azerskiego gazu wskazują, że roczna produkcja paliwa w tym kraju może wzrosnąć z 37 miliardów metrów sześciennych w tym roku do 49 miliardów metrów sześciennych rocznie w 2033 roku. Ostateczny wzrost może być jednak jeszcze większy, bo analiza nie obejmuje złóż, których istnienie jest prawdopodobne, ale nie zostało jeszcze potwierdzone przez odwierty, a których eksploatacja może rozpocząć się w ciągu najbliższych 10 lat. Prezydent Azerbejdżanu Ilham Alijew zapowiedział jednak, że kraj ten podwoi eksport gazu do Europy do 2027 r.
Rząd Azerbejdżanu ma nadzieję wypełnić lukę w dostawach gazu do Europy pozostawioną przez Rosję po jej inwazji na Ukrainę prawie dwa lata temu. Krytycy ostrzegają jednak, że interesy Azerbejdżanu związane z paliwami kopalnymi odegrały bezpośrednią rolę w napędzaniu konfliktu w Górskim Karabachu. Zyski z kontraktów naftowo-gazowych miały pozwolić Azerbejdżanowi na czterokrotne zwiększenie budżetu wojskowego.
„Zbliżamy się do załamania klimatycznego, tymczasem prosi się nas o złożenie naszej przyszłości w ręce Azerbejdżanu, petropańśtwa wspieranego przez koncerny naftowe” – mówi „Guardianowi” Dominic Eagleton, działacz organizacji Global Witness. „Kształtowaniem polityki klimatycznej powinni zajmować się klimatyczni liderzy, a nie kraje mające żywotny interes w utrzymaniu światowego uzależnienia od ropy i gazu”.
Podobnie jak w Emiratach Arabskich, gdzie przewodniczącym konferencji został dyrektor naczelny koncernu naftowego Abu Zabi, tak i w Azerbejdżanie organizację kongresu powierzono nafciarzowi. W zeszłym tygodniu tamtejszy rząd mianował przewodniczącym Muchtara Babajewa, który pełni obecnie funkcję ministra ekologii i zasobów naturalnych, a wcześniej przez 26 lat pracował w spółce naftowo-gazowej Socar.