Trzy lata badań, z czego dwa poświęcono na analizę milionów pomiarów. Tyle czasu potrzebowali naukowcy, by ocenić, co dzieje się z poziomem wód gruntowych na całym świecie.
Po przeanalizowaniu 300 milionów pomiarów z ponad 40 państw i 170 tys. studni doszli do alarmujących wniosków.
Badacze z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Barbara ustalili, że poziom wód gruntowych spada w przypadku 71 proc. tzw. warstw wodonośnych. W 36 proc. przypadków tempo ubytku wynosi więcej niż 0,1 metra rocznie, a w przypadku 12 proc. – ponad 0,5 metra rocznie.
Ponadto tempo obniżania się wód przyspiesza w wielu miejscach. Obecnie jest ono znacznie szybsze niż 40, 30 czy nawet 20 lat temu w 30 proc. miejsc, dla których zdołano zdobyć dane porównawcze. Oznacza to, że duży problem stał się problemem jeszcze większym.
Zmniejszanie się poziomu wód gruntowych jest bardziej powszechne w klimatach suchych. Przyspieszony spadek szczególnie dotyczy zaś obszarów suchych i półsuchych – zwłaszcza na terenach rolnych. To dość intuicyjny wniosek, ale dzięki przeprowadzeniu szerokiej analizy naukowcy wiedzą teraz, jak duża jest skala problemu.
Największy problem stwierdzono w takich krajach, jak Afganistan, Chile, Chiny, Indie, Iran, Meksyk, Maroko, Arabia Saudyjska, Hiszpania i południowo-zachodnie Stany Zjednoczone. To m.in. w tych państwach stwierdzono ubytki przekraczające 0,5 metra rocznie.
Z drugiej strony istnieją miejsca, gdzie poziomy ustabilizowały się lub odbudowały. Spadki poziomu wód gruntowych z lat 80. i 90. odwróciły się w 16% przeanalizowanych przypadkach.
Przykładem może być Tucson w Arizonie, który uzupełniany jest wodą z rzeki Kolorado. – Celowe napełnianie zbiorników pozwala nam przechowywać tę wodę na czas potrzeby – tłumaczy prof. Scott Jasechko z wydziału nauk o środowisku na Uniwersytecie Kalifornijskim. – To badanie pokazuje więc, że ludzie mogą odwrócić sytuację za pomocą świadomych, skoncentrowanych wysiłków.
Nie oznacza to jednak, że tego typu praktyki są najlepsze. Infrastruktura do przechowywania wody nad ziemią oznacza bardzo duże koszty. Poza tym o ile zbiornik w Tucson zyskał wodę, tak jej wypompowywanie spowodowało, że na powierzchni potężna rzeka Kolorado znacznie się skurczyła. Obecnie rzadko dociera ona do swojego ujścia w Zatoce Kalifornijskiej.
Dlatego najlepszym rozwiązaniem jest dążenie do tego, by przechowywać ogromne ilości wody pod ziemią. „To tańsze, mniej uciążliwe i mniej niebezpieczne” – tłumaczą badacze z USA. Do tego przechowywane wody w gruncie korzystnie wpływa na lokalny ekosystem.
Inną dobrą opcją jest działanie z drugiej strony. Czyli skoncentrowanie się na redukcji zapotrzebowania. – Często wiąże się to z przepisami, zezwoleniami i opłatami za korzystanie z wód gruntowych – wyjaśnia prof. Debra Perrone, główna autorka badania.
W Bangkoku w latach 1980-2000 wywiercono tak wiele prywatnych studni do celów domowych, przemysłowych lub komercyjnych, że pompowanie wód gruntowych podwoiło się, a poziom wód gruntowych spadł. Urzędnicy na początku tego wieku czterokrotnie podnieśli więc opłaty za ich wydobywanie. I poziom wód zaczął się poprawiać.
Podobnie były w hrabstwie Union w stanie Arkansas, gdzie jeszcze pod koniec wieku poziom wód gruntowych w jedynym zbiorniku obniżał się o dwa metry rocznie. Ustanowiona więc opłatę za pompowanie wód gruntowych, a obywatele zagłosowali za tymczasowym podatkiem, z którego sfinansowano infrastrukturę o wartości 65 milionów dolarów. Dzięki niej zaczęto pobierać i uzdatniać wodę z pobliskiej rzeki Ouachita. Część warstwy wodonośnej, która kiedyś wykazywała gwałtowne spadki, jest teraz o 36 metrów wyższa niż w 2004 r.
Wody gruntowe dostarczają wodę pitną około połowie ludzi na świecie. Są też źródłem prawie połowy całej wody wykorzystywanej do nawadniania upraw. Do tego są one kluczowe dla utrzymywania wody w rzekach, jeziorach czy na terenach podmokłych podczas suszy.
Wody gruntowe są zasobem odnawialnym, ale to wymaga czasu. Odbudowa niektórych warstw wodonośnych po ich wyczerpaniu może zająć dziesięciolecia, a nawet stulecia.
Szymon Bujalski