Sprawa Brejzów – zarówno europosła Krzysztofa Brejzy, jak i jego ojca, senatora Ryszarda Brejzy – sięga 2019 roku. W międzyczasie doszło m.in. do podsłuchiwania Krzysztofa Brejzy przy użyciu oprogramowania Pegasus, kiedy ten był szefem kampanii wyborczej Koalicji Obywatelskiej. Od ponad roku nie nastąpił przełom, ale nie przeszkodziło to podjęciu przez prokuraturę próby uchylenia jego immunitetu.
To, choć się nie powiodło, mogło zaszkodzić podczas kampanii. Jak donosi Wyborcza, nadzorujący sprawę prokurator Remigiusz Signerski nie miał z tą próbą nic wspólnego, a wszystko miało zostać załatwione za jego plecami.
Signerski zrezygnował w październiku
On sam tajemniczo, nie podając powodów swojej decyzji, w październiku ubiegłego roku ustąpił ze stanowiska naczelnika 1. wydziału do spraw przestępczości gospodarczej w Prokuraturze Regionalnej w Gdańsku.
Wówczas rozmówcy Wyborczej znający kulisy sprawy wskazywali, że mógł on nie zgadzać się z decyzjami przełożonych ws. Brejzy lub wręcz obawiać się rozliczeń, które mogły najść po zmianie władzy.
Nieprzypadkowy moment decyzji prokuratury
W inowrocławskiej aferze fakturowej – to właśnie ona była wyjściem do działań przeciwko Brejzom, choć do tej pory nie pojawiły się żadne dowody, które pozwoliłyby na ich skazanie, czy chociaż postawienie zarzutów – Signerski miał kluczowe zadanie. Miał patrzeć na ręce śledczych ją prowadzących i przekazywać informacje szefowej swojej jednostki Teresie Rutkowskiej-Szmydyńskiej.
Nie znaczy to jednak, że był zaangażowany w próbę uchylenia immunitetu, która de facto nastąpiła w nieprzypadkowym momencie. Wniosek w tej sprawie złożono 6 września ub.r.
– Chodziło to, aby przed wyborami przykryć temat raportu o Pegasusie. I ruszyć z wnioskiem o uchylenie immunitetu tak, aby Senat nie mógł się już zebrać i podjąć decyzji. Wtedy można byłoby walić w Brejzę, że chowa się za immunitetem – usłyszała Wyborcza.
Signerski miał nie wiedzieć o próbie uchylenia immunitetu Brejzy
O tym, że Signerski o niczym nie wiedział, Wyborczej mówi kilka osób. Ostatni raz kontakt ze sprawą miał mieć w kwietniu – pięć miesięcy przed wnioskiem. Wtedy też materiał dowodowy był niewystarczający, żeby podjąć taką próbę.
– Mimo presji z góry nie było mowy o postawieniu zarzutów młodemu Brejzie. Nieformalnie prokuratorzy zaangażowani w sprawę ustalili z CBA, że wątek Krzysztofa Brejzy zostanie w przyszłości wyłączony i umorzony. Nikt wprost tego nie powiedział szefostwu, ale sypano piach w szprychy, sprawdzano kolejne kwestie, tak aby wziąć ich na przeczekanie – słyszy Wyborcza.
Fakt, że próba uchylenia immunitetu Brejzy ma zostać podjęta, Signerski miał się przypadkowo dowiedzieć latem. Wówczas odkryć miał, że do Prokuratury Krajowej wysłane zostało w tej sprawie pismo. Na osobę prowadząca wskazano w nim nie jego – jak powinno być – a jego szefową.
To właśnie Rutkowska-Szmydyńska miała przejąć należące do niego czynności, udzielać informacji „górze” i spotykać się z zastępcami prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry. Zdaniem rozmówców Wyborczej powody mogły być osobiste – Krzysztof Brejza aktywnie działał w uderzającej w wizerunek gdańskich śledczych komisji ds. Amber Gold.
Wersję tę potwierdzać mają sporządzone przez Signerskiego notatki
Pierwsza z nich, sporządzona na początku września, miała zwracać uwagę na pominięcie jego w działaniach, co było niezgodne z zasadami biurowości w prokuraturze.
Druga miała zostać sporządzona tydzień później. W niej, po zapoznaniu się z postępem w śledztwie od momentu, kiedy ostatni raz był w nie zaangażowany, wskazywać miał na brak postępów i bezpodstawność wniosku o uchylenie immunitetu.
Wtedy też według źródeł Wyborczej Signerski miał poprosić Rutkowską-Szmydyńską o odsunięcie od sprawy. Prośba spotkać się miała z odmową, ponieważ „to zaszkodziłoby prokuraturze”.
– To świństwo, co zrobiła Signerskiemu. Część osób uważała, że to on stał za wnioskiem dotyczącym immunitetu młodego Brejzy – usłyszała Wyborcza.