O ile inne walenie, np. delfiny czy wieloryby, są widywane często na powierzchni, a ich kontakty z ludźmi nie należą do rzadkości, to w wypadku wali dziobogłowych jest to istotna rzadkość. Mówimy o morskich ssakach przystosowanych do życia głęboko pod wodą, skrytych i płochliwych, a ponadto przystosowanych dobrze do nurkowania w głębiny oceanów.
Należąca do tej rodziny zyfia gęsiogłowa jest prawdopodobnie mistrzem nurkowania wśród ssaków i zwierząt oddychających powietrzem atmosferycznym. Przebija pod tym względem być może nawet wielkiego mistrza kaszalota.
Zyfia gęsiogłowa także jest tzw. walem dziobogłowym, jak określa się nieoficjalnie tę rodzinę waleni. Należy do niej również dziobogłowiec północny, który jest mieszkańcem północnej części Pacyfiku. Widywano go zarówno na Morzu Beringa, blisko Alaski i Kamczatki, jak u brzegów Japonii, Kalifornii czy nawet Meksyku.
Morze Beringa jest w jego wypadku intrygujące, bowiem to akwen stosunkowo płytki na wielu obszarach, a dziobogłowiec – jak wspomnieliśmy – to zwierzę głębin. W najgłębszych miejscach Morza Beringa sięga jednak nawet 3500 metrów i to już wystarcza waleniowi, by uznać je za odpowiednie do życia i nurkowania. Zwłaszcza, że morze to obfituje w pokarm taki jak głowonogi, w tym żyjące głęboko kałamarnice stanowiące przysmak dziobogłowca, a także skorupiaki i kolejny przysmak – raje i płaszczki. Waleń prawdopodobnie nurkuje po nie aż ku dnu morskiemu, w którym ryje wydłużonym pyskiem.
Badacze waleni uważają, że dziobogłowce są w stanie zejść być może nawet na najgłębsze fragmenty da Morza Beringa, zatem na ponad 3 tysiące metrów, co jest wręcz nadzwyczajną umiejętnością. Pod tym względem Pacyfik jest znacznie głębszy i w wielu miejscach nie pozwala dziobogłowcowi dotrzeć aż na samo swoje dno, a Morze Beringa i tereny przybrzeżne – owszem.
To może wyjaśniać pewne zmiany w zachowaniu tych waleni, które zaobserwowano. Zawsze żyły one w miarę blisko brzegów, co nie znaczy, że na płyciznach. Wybierały fragmenty morza, w których dno opada na kilkaset, tysiąc albo i więcej metrów, aby dotrzeć podczas nurkowania do niego. To sprawiało, że widywano i filmowano je rzadko, jeszcze rzadziej badano i niewiele wiadomo o tych ssakach.
Jak czytamy w „Science”, w latach 2008-2019 zespół kierowany przez morskich biologów Olgę Filatową i Iwana Fedutina z Uniwersytetu Południowej Danii w Odense zaobserwował, że grupa tych zwierząt pojawia się co roku w wodach płytszych niż 300 metrów.
„To nietypowe dla tego gatunku” – mówi Olga Filatowa, która badała w pobliżu Wysp Komandorskich na Morzu Beringa koło Kamczatki raczej orki, humbaki i inne walenie. Naukowcy zaobserwowali jednak, że dziobogłowce północnej pojawiały się na tych płytkich już wodach nie raz, ale regularnie. To była już pewna prawidłowość.
Udało się zidentyfikować 186 osobników, z których 79 pojawiało się tu przez dwa albo więcej lat. Wedle badaczy te 79 waleni przekazywało informacje o zasobach płytkich wód wokół Wysp Komandorskich pozostałym osobnikom, co powodowało ich ściąganie w tej rejon. I jest to dowód na społeczną komunikację dziobogłowców. Takie zachowanie obserwowano dotąd raczej u delfinów czy orek.
Obserwacja jest zaskakująca, stanowi okazję do badań tych tajemniczych zwierząt, ale jest też anomalią. Nie wiemy bowiem, co wyciąga dziobogłowce z głębin i co powoduje zmianę ich utrwalonych zachowań. Jakieś czynniki wyganiają je z większych głębokości. Jednocześnie ta anomalia utrudnia ich ochronę, bowiem dotychczasowe założenia biorą w łeb.