Skamielinowiec z targowiska leżał martwy niedaleko stoiska z warzywami. Od razu przyciągnął uwagę, więc Timmins go kupił. Zwierzę nie przypominało mu niczego. Jasne stało się, że mamy odkrycie. Coś zupełnie nowego.
Laotańczycy nazywają go khanyou, a odkrywca Brytyjczyk Robert Timmins opisał go jako Laonastes aenigmamus, zaliczając zwierzę nie tylko do zupełnie nowego rodzaju gryzoni, ale na dodatek do nowej rodziny, nazwanej na potrzeby chwili gundioszczurowatymi. Takie dziwne połączenie. O co w nim chodzi?
Ze szczurami sprawa jest jasna i wszyscy je znamy. Gundie natomiast to zwierzęta żyjące w Afryce i nieco podobne do kawii (świnek morskich) oraz gryzoni południowoamerykańskich. Bardzo możliwe, że wraz z nimi wyrastają ze wspólnego ewolucyjnego pnia związanego z dawnym kontynentem Gondawaną. Dlatego gundie, południwoamerykańskie gryzonie jak paki, kawie, szynszyle i inne, ale także jeżozwierze i wreszcie owo nowe odkrycie z Laosu zalicza się wspólnie do podrzędu jeżozwierzowców. Zakładając, że mają ze sobą wiele wspólnego.
I nowy gryzoń z Laosu jakby to potwierdzał.
– Trochę przypomina szynszylę – przyznaje Radosław Ratajszczak, jeden z tych szczęśliwców, którzy skamielinowca widział i może podzielić się wrażeniami. – I tak jak te gryzonie z Ameryki porusza się po skałach niemal pionowych. Tam, gdzie żyje wznoszą się takie ostre ostańce, które te zwierzęta pokonują bardzo sprawnie. Są znakomitymi wspinaczami.
Za to nie potrafią poruszać się po płaskim. – Gdy postawi się go na stole, wywraca się albo porusza niezdarnie jak kaczka – opowiada Radosław Ratajszczak.
To także sprawia, że skamielinowiec jest w zasadzie mocno uzależniony od okolicy, w której występuje. Nie potrafi migrować, nie dla niego dalekie wycieczki. – Nie ma zdolności relokacji – przyznaje polski zoolog. – Nie zmieni miejsca zamieszkania, w którym żył od dawna jako liściożerca, zupełnie bezpieczny i bez żadnej konkurencji. Co więcej, rekolonizacja przez te ssaki utraconych grup ostańców jest już potem niemożliwa, bo miedzy nimi są już tylko ryżowiska. To bariera dla tych gryzoni. Wiemy, co to oznacza. Że to gatunek bardzo wrażliwy.
Dość powiedzieć, że krótko po odkryciu udało się namówić władze Laosu do akcji związanej z tym gryzoniem. Laos poczuł dumę, że go ma u siebie i postanowił się nią podzielić. Postawił billboardy głoszące, że oto w Laosie mieszka tak niezwykłe zwierzę z pradawnych epok, które przetrwało do dzisiaj.
– I w efekcie doszło do sytuacji jak z żółwiami, które w Indochinach zjada się, gdyż są długowieczne. Zjada się po to, by długowieczność przejąć – opowiada Radosław Ratajszczak. – Ludzie zaczęli kombinować, że skoro to prastare zwierzę, które przetrwało tak długo, to znaczy że jest bardzo stare, długowieczne i dobrze byłoby je także zjeść, by żyć długo.
Było to widać chociażby na targach. Przed akcją bilbordową można było znaleźć sporo skamielinowców na straganach, teraz myśliwi informowali naukowców, że muszą ich szukać dużo dalej.
– To zwierzę ma jedno młode raz w roku. Jak na gryzonie, to naprawdę niewiele. Tępienie ich musiało się odbić na liczebności – mówi zoolog z Polski. I podaje przykład: laotańskie biuro ochrony przyrody ma siedzibę… 50 metrów od targu, na którym znaleziono martwego skamielinowca.
Słowem, trzeba reagować, bo może się okazać, że tak szybko jak laotański gryzoń objawił się naszym oczom, tak szybko z nich zniknie. A przecież skamielinowiec został odkryty na targu w Thakhek dopiero w 1996 roku, w 1998 roku znaleziono kolejne osobniki na straganach i w wypluwkach sów, a dopiero w 2006 roku udało się zwierzę sfilmować. Dzisiaj mamy kilka filmów, ale nadal mało wiemy o tym gryzoniu. – Występuje w sześciu różnych stanowiskach w Indochinach i wiele wskazuje na to, że to nie jeden gatunek, ale sześć odrębnych – mówi Radosław Ratajszczak, który planuje akcję ochrony zwierzęcia, może we współpracy z którymś z polskich ogrodów zoologicznych.
Sprawa nie jest łatwa, bo wymaga czasu. Dyrektor Ratajszczak wspomina, że gdy sprowadzał świnie wisajskie i jelenie Alfreda (dzisiaj sambar kropkowany) z Filipin, to otrzymanie zgód na ich wywóz trwało odpowiednio 8 i 5 lat. W przypadku skamielinowca to także będą lata i bez finansowego wsparcia oraz zaangażowania władz Laosu się nie obejdzie.