Minister rozwoju i technologii Krzysztof Hetman był w czwartek gościem Radia Zet. Jednym z wątków rozmowy był nowy program mieszkaniowy rządu „Kredyt na start”. – Rozpoczynamy konsultacje społeczne, mając świadomość, jakie są związane ryzyka z programem. Od początku wiedzieliśmy o największym ryzyku, sami komunikowaliśmy, dotyczącym ewentualnego wzrostu cen. Przeprowadziliśmy szerokie konsultacje – tłumaczył Hetman.
„Kredyt na start” spowoduje wzrost cen nieruchomości?
Szef resortu rozwoju i technologii zapewnił, że wpisano „maksymalną liczbę bezpieczników, które ograniczą możliwość wzrostu cen”. O jakich bezpiecznikach mowa? Hetman wskazał na limit dochodów.
– Chcemy trafić do grupy osób, która rzeczywiście potrzebuje takiego wsparcia. Jest grupa ludzi, która jest za bogata, żeby otrzymać mieszkanie w systemie mieszkania społecznego, ale jest za biedna, by móc spełniać wymagania bankowe kredytu – powiedział minister.
Gość Radia Zet przypomniał, że w tej chwili procedowane są dwa projekty ustaw – jeden o pomocy dla kredytobiorców, zaś drugi wspierający budownictwo społeczne, dotyczące TBS-ów, samorządów, mieszkań na wynajem.
Pytany w części internetowej przez jednego ze słuchaczy, czy poda się do dymisji, jeśli przez „Kredyt na start” ceny nieruchomości wzrosną, Hetman podkreślił, że nie widzi tu związku.
– Ceny nieruchomości rosły, rosną i nadal będą rosnąć, bo podaż nie dogania popytu. Na razie – powiedział minister, podkreślając, że „nie ma żadnego programu wsparcia i ceny rosną”. – Ceny rosną także m.in. dlatego, że ludzie więcej zarabiają – powiedział Hetman.
Minister rozwoju i technologii szacuje, że liczba wniosków o „Kredyt na start” wyniesie ok. 60 tys. rocznie.
Kiepska atmosfera wokół programu. Minister o groźbach
Hetman przyznał również, że martwi go i zaskakuje atmosfera wokół programu „Kredyt na start”. Dopytywany o szczegóły przekazał, że „dyrektor departamentu, który zajmuje się projektem, dostał w tym tygodniu groźby karalne na swoim medium społecznościowym”. Minister zapowiedział, że zostaną one zgłoszone na policję. – Byliśmy zmuszeni wyłączyć telefon w sekretariacie, ponieważ bogu ducha winna pani, która tam pracuje, była zmuszona wysłuchać mnóstwa wulgaryzmów od osób, które się dodzwoniły na ten numer – powiedział Hetman.
Zdaniem ministra rozwoju i technologii to „zorganizowana akcja jakiejś grupy”.