O staraniach naszych wschodnich sąsiadów jako pierwsza poinformowała „Rzeczpospolita”. Jak zauważył dziennik, rozszerzenie praw wyborczych w polskich wyborach samorządowych wymagałoby m.in. zmian Kodeksu wyborczego. Niemniej, część krajów Unii Europejskiej pozwala obecnie głosować migrantom. Jak Związek Ukraińców w Polsce argumentuje swój pomysł?
– Dla Polski byłoby to bardzo dobre i potrzebne rozwiązanie. Bo pracujący, legalni imigranci zarobkowi, obecnie najwięcej jest Ukraińców, płacą podatki. Przez to finansują różne usługi publiczne, które powinno zagwarantować im państwo – argumentuje Mirosław Skórka. – Niestety, tu pojawia się problem, nie widać symetrii. Imigranci muszą płacić, ale nie dostają tego, co zwykli polscy obywatele – dodaje prezes Związku Ukraińców w Polsce.
Rozmówca Interii zwraca uwagę na „retorykę antyimigracyjną” w dyskursie politycznym. – Ludzie są traktowani jak siła robocza, która nie powinna mieć żadnych praw. To dyskryminacja. Dlatego umożliwienie udziału w wyborach, poparcia dla środowisk, które będą chroniły ich (migrantów – red.) prawa, jest jak najbardziej wskazane – uważa rozmówca Interii. – Powinno to uzdrowić system polityczny w Polsce. Bo środowiska ksenofobiczne będą musiały się liczyć z przegraną w lokalnych wyborach – przekazał działacz ukraińskiej mniejszości narodowej.
Jak mówi Mirosław Skórka, nie obawia się, że migranci zdominują rady miejskie czy samorządy. Zaznacza przy tym: związek nie podjął dotąd konkretnych działań, aby umożliwić głosowanie Ukraińcom i, szerzej, legalnym migrantom zarobkowym. – Obecnie odbywa się to na poziomie debaty wewnętrznej z uchodźcami, ale i dyskursów politycznych w stosunku do uchodźców czy takich kwestii jak ukraińskie zboże. Trudno powiedzieć, jak będzie w przyszłości – zaznacza prezes Związku Ukraińców w Polsce.
Prawa dla migrantów jak „pole minowe”
Kiedy o prawach wyborczych dla Ukraińców rozmawiamy z prof. Jarosławem Flisem z Uniwersytetu Jagiellońskiego, naukowiec zauważa, że nasi wschodni sąsiedzi z pewnością nie zagłosują w nadchodzących wyborach, które odbędą się już 7 kwietnia 2024 r. Nie pozwala na to choćby kalendarz wyborczy.
W opinii socjologa, do nadawania praw migrantom w Unii Europejskiej, należy jednak podchodzić z „ostrożnością”. – W Europie jest wystarczająco dużo różnych napięć na tle emigracji, żeby dokładać nowe. Ludzie nie mają wrażenia, że emigranci mają za mało do powiedzenia w krajowych sprawach. Raczej sądzą, że ich wpływ na naszą rzeczywistość jej za duży – uważa.
Tezę profesora zdaje się potwierdzać ostatnie badanie międzynarodowej agencji PR Portland Communications. Sondaż przeprowadzono w pięciu krajach Unii Europejskiej: w Polsce, we Francji, we Włoszech, w Niemczech i w Holandii. Tylko w przypadku dwóch ostatnich państw po 45 proc. respondentów uznało, że imigracja jest jednym z największych problemów, z którymi wspólnota będzie musiała się zmierzyć w najbliższym czasie. W Polsce podobnego zdania jest 36 proc. ankietowanych.
– Afera wizowa, wyniki wyborów m.in. w Holandii, niemieckie sondaże pokazują, że (w kontekście migrantów – red.) mówimy o solidnie zaminowanym terenie. Żadne nerwowe ruchy nie są wskazane – argumentuje prof. Flis. Podnosi też, że w Polsce sytuacja Ukraińców jest zupełnie inna niż na zachodzie Europy. Dlaczego? Chodzi o skalę.
– Szacuje się, że we Wrocławiu 1/3 mieszkańców to Ukraińcy. Rozumiem, że nie ma przeciwskazań, nikomu to (umożliwienie udziału w wyborach lokalnych – red.) nie przeszkadza, kiedy mowa o 10 proc. społeczeństwa – mówi Flis. – Kiedy jednak przekazuje się władzę przy perspektywie przenicowania sytuacji politycznej w Polsce, na pewno nie jest to sprawa, która zostanie rozstrzygnięta z dnia na dzień – dodaje.
Pytanie czy problem praw wyborczych migrantów zostanie w ogóle podniesiony przez stronę rządową. Przynajmniej póki co, nic na to nie wskazuje. – Z nikim nie rozmawiałem na ten temat, na razie nie mam żadnego stanowiska w tej sprawie – powiedział Interii Maciej Duszczyk, wiceszef MSWiA, który w rządzie Donalda Tuska odpowiada za politykę migracyjną.